piątek, 1 maja 2015

Rozdział - XIV cz.2. Perspektywa Annabeth

- Teraz!!! - wrzasnęłam. Odepchnęłam się od ogromnego brzucha Ghola (uczucie trochę takie jakbym skakała po stercie poduszek) i wylądowałam kolanami na zimnej posadce. Zanim stwór dokończył wydawać siebie odgłos zdziwienia (minę miał prawie tak jak glonomóżdżek, gdy opowiadałam mu o twierdzeniu Pitagorasa) wyjęłam mu zza paska mój własny sztylet i dźgnęłam prosto w pępek. Efekt był mniej więcej taki jak przy przebijaniu szpilką balona. Bardzo dużą szpilką bardzo dużego balona. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Leny. Nie potrzebnie się martwiłam. Radziła sobie świetnie. Trafiłam akurat na popisowy finał, w którym to córka Posejdona zrobiła istny baletowy obrót (gdyby usłyszała ten komentarz zapewne byłoby po mnie), a następnie z zabójczą gracją skróciła potwora o głowę. Uśmiechnęła się do mnie wesoło jak dziecko, które miało właśnie niezłą frajdę. - Dobra, co teraz? - krzyknęła. - Teraz?! - zrobiłam unik przed wielkim głazem, który cisnął we mnie trzy metrowy olbrzym – Teraz postaraj się przeżyć! I zajmij się naszym małym przyjacielem! Zmarszczyła brwi. - A ty co w tym czasie będziesz robić? - Ja? Skopię tyłek pewnej wyjątkowo upierdliwej matrioszce. Zaatakowałam Mienyszkowa. Jedyne co czułam w tamtym momencie to złość. Okropną palącą od żołądka aż po gardło. Miałam wrażenie, że obwiniam maga o całe zło tego świata. O śmierć moich przyjaciół z obozu, o zniknięcie Percy'ego, o szpilki... Przecięłam laskę maga. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie. Wbiłam mu sztylet w serce. Odsunęłam się. Patrząc na pierś Mienyszkowa zabarwiającą się na czerwono poczułam jak mięknął mi kolana. Właśnie zabiłam człowieka... - Cóż – Rosjanin uśmiechnął się upiornie – Muszę przyznać greczynko, że nie jesteś tak słabym przeciwnikiem jak przypuszczałem. Pozbycie się ciebie nie jest łatwe. Gdyby likwidacje ciebie nie była konieczna oszczędziłbym cię. Przydałabyś się w naszych szeregach. Nie widziałam za dużo przesztyletowanych ofiar, ale raczej z przebitym nożem nie może za wiele mówić. Właściwie już nic nie powinno się móc robić... Mienyszkow najzwyklejszym, opanowanym ruchem ręki wyjął sztylet, a następnie rzucił na posadzkę. Następnie uderzył mnie z impetem w twarz. Zachwiałam się, ale udało mi się utrzymać równowagę. Poczułam w ustach metaliczny smak. A więc tak smakuje krew... - Czemu ty..? - wybełkotałam, ale nie dokończyłam, bo kolejne uderzenie powaliło mnie na ziemię. - Och, doprawdy dziewczyno. A już uważałem cię za inteligentną. Wróciłem zza światów do życia. Potrzebowałem ochrony. Co takiego musiałabyś najpierw zrobić, aby mnie zniszczyć, a czego nigdy w życiu byś nie zrobiła? Poczułam jak krew w moich usta nabiera gorzkiego smaku. Niewiele było takich rzeczy. Byłam dzieckiem Ateny, czasami nawet życie innych byłam w stanie poświęcić dla wykonania misji. Przed oczami stanął mi tytan Bob. Ale był ktoś kogo nie mogłabym zabić. Kogo nie byłabym w stanie stracić. A kogo już dwukrotnie straciłam. Percy. Wszystko nabrało sensu. - Dlatego piłeś jego krew? To jakiś rytuał, tak? Miało cię to ochronić? - I chroni – poprawił mnie – Jesteś naprawdę bystra. I jak już mówiłem, naprawdę szkoda mi cię będzie zabić. - Hm, dzięki – mruknęłam pod nosem. - Krew tego chłopaka mnie stworzyła i tylko ona może mnie zniszczyć. A uwierz mi, że jest on w takim stanie – zachichotał jakby było to coś bardzo zabawnego – Że nawet nie byłby w stanie wziąć broni do ręki. Zalała mnie kolejna fala wściekłości. Z całej siły kopnęłam maga w brzuch. Był to pewien element zaskoczenia. Celne wykręcenie nadgarstków sprawiło, że po chwili mój sztylet znajdował się w odpowiednim miejscu. W gardle Mienyszkowa. Na wpół ucięta głowa wyszczerzyła się do mnie. - Nieźle, dziecko, całkiem nieźle. Ale zapomniałaś o jednej podstawowej rzeczy. Mnie nie można pokonać. - Jeszcze zobaczymy – warknęłam. Rzuciłam się na niego z pięściami. Zadawałam cios za ciosem, ale Mienyszkow nie był tak stary i spróchniały na jakiego wyglądał (mógł mieć dwieście lat jakieś dwieście lat temu), bo robił całkiem sprawne uniki. Parę razy dostałam w twarz. Mienyszkow w dalszym ciągu nie pozbywał się sztyletu ze swojej szyi lub też czymś co nią kiedyś było. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o zakapturzonej dziewczynie. O bogowie, jestem idiotką! Przecież ona w każdej chwili może zaatakować mnie od tyłu! Zaczęłam szukać ją kątem oka jednocześnie starając się nie zapominać o głównym napastniku. Znalazłam ją w końcu! Stała tam gdzie wcześniej. Spod kaptura spoglądały na mnie złote oczy. Wydawało mi się, że widzę w nich poczucie winy. „Przepraszam” - usłyszałam cichy głos w mojej głowie. Nie zdążyłam się nawet zaniepokoić tym, że słyszę, bo w chwilę potem zalała mnie fala obrazów. Martwe dziecko. Spalony obóz. Percy skaczący ze skały. Łzy w jego morskich oczach. Glonomódżek tulący martwe ciało. MOJE ciało. Nagle znów byłam w komnacie. Leżałam na posadzce. Tuż nade mną stał Mienyszkow z uniesionym sztyletem. To koniec. Zamknęłam oczy. - Przepraszam, Glonomóżdżku – szepnęłam. Nie mógł mnie słyszeć, oczywiście. Ale chciałam po raz ostatni, a w każdym razie przynajmniej udawać, zwrócić się do niego. Do mojego Percy'ego. Kocham cię Usłyszałam krzyk, a zaraz potem szyderczy śmiech. Otworzyłam oczy. Lena stała między mną a Mienyszkowem. Nie widziałam jej twarzy, ale wyrażała teraz za pewne więcej niż tysiąc przekleństw. - Co mu zrobiłeś łysa pało? - warknęła – Słyszysz? Gadaj albo przerobię cię na mielone! Gdzie jest Percy Jackson?! Zaśmiał się. - Nie możesz mnie zabić! Jestem teraz nieśmiertelny! - wybuchnął obłąkańczym śmiechem. Zakrztusił się jednak, gdy Lena z całej siły przycisnęła go do ściany. Zaczął kaszleć i chrząkać co wyglądało strasznie, gdy robiła to głowa trzymająca się wyłącznie na kilku ścięgnach. - Nie wiesz kim jestem – wycedziła – Powiem ci. Nazywam się Helena. Helena Jackson. Jestem siostrą Perseusza Jacksona. Płynie we mnie jego krew. W ostatniej sekundzie życia Mienyszkowa dostrzegłam w jego oczach zrozumienie i ...strach. W następnej chwili już tylko głowa potoczyła się po posadce. Lena stała jeszcze chwilę plecami do mnie. - Lena...? - zapytałam niepewnie. Odwróciła się tak gwałtownie, że aż podskoczyłam. - A ty co się tak lampisz? Też jesteś nieśmiertelna? - zakpiła wpatrując się nie we mnie (bogom dzięki) a w zakapturzoną dziewczynę. Ta pokręciła głową z rozbawieniem. Naprawdę mieli tu dziwne poczucie humoru. - Nie poznajesz starych przyjaciół, Leno? A może mam cię nazywać Heleną? Córka Posejdona zmrużyła oczy. - Wybacz, ale nie przyjaźnię się z szujami. Raczej się nie znamy. - Pamięć ci szwankuje na stare lata? - zaśmiała się – W końcu w lutym było już piętnaście lat, staruszko. Dziewczyna płynnym ruchem ręki odrzuciła kaptur do tyłu. Lena zamarła. - Marica...

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy rozdział! Ciekawe co się stanie z Percym? I ta końcówka...boska! Serio, świetny rozdział! A na następny karzesz nam czekać 2 tygodnie! :-[

    Wygląd bloga też jest faktycznie lepszy. :-)

    Aby Ci wena dopisała
    Jula2233

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział! :) Mam tylko jedną uwagę, bo nie wiem czy to tylko u mnie, nie ma akapitów i wypowiedzi nie są odróżnione, tylko w ciągłym tekście. Mam nadzieje, że szybko się to naprawi :).

    Życzę weny i pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczoraj i dzisiaj czytałam cały czas twojego starego bloga. Cieszę się że jeszcze piszesz i mogę powiedzieć jak mi się podobały twoje rozdziały. Wszystkie są super,niektóre lepsze,niektóre gorsze ale i tak świetne ;)

    Rozdział ciekawy, dużo akcji więc mi się podoba ;) Boję się o Percego,mam nadzieje że go szybko znajdą. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Wygląd bloga też mi się podoba.

    Spam
    Liczę że wpadniesz na mojego bloga. Nie jest on o herosach ale o igrzyskach. Dopiero zaczynam.
    http://37igrzyskasmierci.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam dodać że też życzę duuuuuuuuuużooooooo weeeeeenyyy! Wstaw rozdział jak najszybciej proooooooooooszeeeeee

    OdpowiedzUsuń