sobota, 30 maja 2015

Rozdział XVII - Perspektywa Leny i Annabeth

Dlaczego mnie to zawsze spotyka? Pomyślałam w chwili, gdy śmiercionośna kula gazu przeleciała tuż nad moją głową. Skąd wiedziałam, że była śmiercionośna? Po dziurze jaką wypaliła w ścianie za moimi plecami.
- Marica, negocjujmy! Wiem, że nie chcesz mnie zabić!
- AGHRRR! - Coś co kiedyś było moją przyjaciółką wydało z siebie dziki charkot.
- Dobra, uznam to za nie – wymamrotałam szykując się się do walki. Wyciągnęłam miecz przed siebie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mogę go użyć. Nie miałam zamiaru zabijać Marici...nawet w tej piekielnej wersji. „To już nie jest ona, to już nie jest ona” - zaczęłam powtarzać w myślach patrząc jak biegnie w moją stronę. Odetnę jej...to znaczy temu ...głowę. Jak każdemu innemu potworowi. Dam radę. Dam radę. Była trzy, dwa, już tylko metr ode mnie...Odepchnęłam ją rękojeścią miecza. Stęknęła, ale po chwili zamachnęła się na mnie szponiastymi palcami. Zrobiłam unik i cofnęłam się do tyłu. Walka nie jest najlepsza, kiedy tylko jednej stronie zależy na skrzywdzeniu drugiej. Marica z kolejnym okrzykiem zaatakowała. Utworzyłam między nami ścianę lodu. Zadziałała jak tarcza. Marica jednak zniszczyła ją czarnym dymem. Walczyłyśmy dalej. Marica atakowała mnie długimi cięciami szponów. Ja mogłam jedynie się cofać i blokować jej ciosy. Miałam coraz mniej energii na uniki.
- Marica, przestań!
Ale oczywiście moje prośby nic nie dały. I wtedy naraz zdarzyło się parę rzeczy.
- Lena! - to Annabeth...i mój brat!, bogom dzięki, wybiegli z jednego z korytarzy.
Zdekoncentrowana odwróciłam się w ich stronę, a Marica wykorzystała ten moment nieuwagi. Wytrąciła mi miecz z ręki i chwytając za gardło przyszpiliła do ściany.
- Marica, proszę... - wycharczałam.
- Marica? - przy oknie stał zszokowany Tom i z niedowierzaniem patrzył na monstrum, które, kiedyś było naszą przyjaciółką. Obok niego stała Lissa (i to w jednym kawałku). - Thrrom? - wydusiło/wydusiła z siebie. I wtedy zaczęło się TO dziać. Wydała z siebie kolejny dziki odgłos. Tym razem jednak nie skończył się. Trwał, a Marica zaczęła się skręcać i wić. Wyglądało to tak jakby na zewnątrz chciał się wydostać jakiś stwór.
- Marica – wyciągnęłam rękę w jej stronę. Może była potworem, ale bardzo cierpiała. I nadal pozostawała moją przyjaciółką.
I wrzask ucichł. Ciało, które opadło bezwładnie na posadzkę należało już do Marici. Rude loki zasłaniały jej twarz. Podbiegłam do niej i przyklękłam.
- Żyjesz? Wszystko w porządku? Odpowiedz coś – załkałam.
- Nie rycz – Marica podniosła się na ręce, była cała blada. Wyglądała naprawdę słabo. - Bogowie, prawie cię zabiłam, Lena.
- Teraz widzisz do czego zdolny jest Chaos – stwierdziłam słysząc wściekłość w moim głosie na samo jego wspomnienie – Możesz wrócić ze mną do obozu albo do domu Brooklińskiego z Tomem. Możesz zacząć od początku.
Spojrzała na mnie niewyraźnym szklistym wzrokiem. Wydawało mi, że się zgodzi. Wrócimy razem, prawie jak siostry. Zapomnimy o przeszłości. Znów będzie tak jak dawniej.
- Przepraszam, Len. - wyszeptała. Chciałam zapytać za co, ale zanim zdążyłam wydusić z siebie choćby słowo na ziemię powalił mnie mocny kopniak w brzuch. Wylądowałam na tyłku zginając się w pół.
Marica błyskawicznie stanęła na nogach, zrobiła obrót i zniknęła w zielonkawo czarnym dymie.
- Wszystko w porządku? – Percy dobiegł do mnie jako pierwszy. W chwilę potem dołączyła Annabeth, Lissa, a na szarym końcu Tom.

- To była...Ma...ma..rii...? - wyjąkał mój kuzyn. - Tak – potwierdziłam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal cała dygoczę. Otaczające nas ze wszystkich stron kratowe wrota zaczęły się podnosić do góry. Po sali potoczyło się echo zwierzęcego i pragnącego mordu ryku.
- A wracając do twojego pytania, braciszku, to nie. Nic nie jest w porządku. Z otworów wylała się chmara potworów.
Annabeth
- Jak za dawnych czasów, co nie mądralińska? - zauważył Percy odrąbując głowę jakiemuś telchinowi.
- Aż się łezka w oku kręci – przyznałam pchając sztyletem w brzuch najbliżej stojącą drakainę.
- Annabeth, w bok! - zawołał. Usunęłam się posłusznie z drogi. Percy chwycił jakiegoś małego cyklopa (ok. dwóch wzrostu, malutki, prawda?) i użył jako żywej tarczy przeciwko włóczni innego potwora. Pchnął jego truchło w stronę innych. Tuzin stworów biegnących w naszą stronę zamieniło się w kupkę złotego dymu.
- Nieźle – pochwaliłam Percy'ego patrząc na zabitą dwunastkę.
- Widzisz jakiego masz macho – uśmiechnął się uwodzicielsko. - Padnij, macho! - syn Posejdona pochylił się, a ja przeskoczyłam nad nim i przycięłam nogi olbrzymowi, by kiedy runął na ziemię pozbawić go głowy.
- Wisisz mi przysługę – rzuciłam zalotnie. Chwycił mnie za talię i obrócił tak, że znalazłam się za jego plecami. Dopiero po chwili zrozumiałam, iż właśnie uratował mi życie. Zobaczyłam jak drakaina, która próbowała mnie zabić zamienia się w pył. - Chyba spłaciłem swój dług – szepnął mi do ucha. Zakręciło mi się w głowie. Znów był przy mnie. Znów byliśmy razem. Nie mogłam go znów stracić.
- Może – wyrwałam się mu. Stanęliśmy plecami do siebie w zwartym szyku gotowi do odparcia ataku. Liczba potworów nie malała. Na miejsce zabitych przychodziły nowe. Percy też to zauważył.
- Trzeba im przyznać, że mają zapłon. Szybko kopulują.
Zaatakowaliśmy. Kątem oka zauważyłam, że nasi przyjaciela radzą sobie całkiem nieźle. Tom strzelał z łuku z powietrza szybując nad naszymi głowami. Lissa wysyłała błękitne hieligryfy zamieniające potwory w gołębie. Gołębie? Dobra, nie wnikam.
- Au revoir! - zawołała Lena zrzucając jakąś Harpię na dół z balkoniku na którym walczyła. Następnie wykonała zgrabny obrót i przyszpiliła trójzębem mumnię – zombie. - Percy, musimy zablokować im drogę – powiedziałam wskazując na otworu.
- Ale jak tam dojdziemy? - zastanowił się na głos. Wtedy jednego z venti (ducha wiatru) przebiła srebrzysta strzała.
- Może my w czymś pomożemy – zaproponowała wysoka i wysportowana szesnastolatka z krótkim ciemny warkoczem opadający na srebrną kurtkę.
- Thalia! - ucieszyłam się – Skąd ty tutaj?
- Percy prosił nas o pomoc – wyjaśniła krótko – Dziewczyny zablokować wyjścia! - rozkazała łowczyniom.
Po prawej stronie sali rozległ się zgiełk i okrzyki. Spojrzałam w tamtą stronę. To magowie pod dowództwem Sadie i Cartera przyszli nam z pomocą. Poczułam jak w moim sercu rodzi się nadzieja.
- Annabeth, może to niewłaściwy moment, ale zostań moją żoną.
- Teraz? - zakpiłam. Myślałam, że żartuje.
- Teraz – odpowiedział chyba najpoważniejszym tonem w trakcie całej naszej znajomości. Spojrzał mi w oczy. Serce zabiło mi szybciej, byłam w stanie jedynie skinąć głową.
- Udzielisz nam ślubu? - krzyknął Percy do Leny. Wzruszyła ramionami nie przerywając walki.
- Jak tam sobie chcecie. Czekajcie jak to leciało...Ach, tak. Zebraliśmy się tutaj, żeby cię uwolnić Percy, ale właściwie przy okazji możecie się hajtnąć. W sumie to wolny kraj, to znaczy chyba...
- Do rzeczy! - wrzasnęłam przy okazji tnąc jakiegoś telchina.
- Czy ty Annabeth, nie wiem jak ci tam na drugie,...AAGCH ŚMIERDZIELU! - miałam nadzieję, że drugą część wypowiedź skierowała do potwora, którego przecięła właśnie w pół, nie do mnie. - Bierzesz sobie za męża mojego brata...znaczy się Perseusza Jacksona.
- Tak – powiedziałam i poczułam jak szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
- Cz ty Perseuszu...spadaj, trupia czacho ..Jacksonie bierzesz tą Annabeth Chase za żonę.
- Tak – Percy uśmiechnął się tym swoim ciepłym, lekko sarkastycznym uśmiechem.
- Ogłaszam was mężem i żoną. GIŃCIEEE!!!!!!
- Razem? - wyszeptał biorąc mnie w ramiona.
- Już zawsze – odparłam.

6 komentarzy:

  1. Ooh , cudewne , jestem od niedawna na tym blogu , ale on jest cudowny ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Płakać mi się chce. To było fantastyczne i ten happyend na koniec cudowny. M ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Można zapytać kiedy równie cudowna notka ? (*-*)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny!!! A końcóeka po prostu taka słodka. Kiedy następny :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu krew!!! BUAHAHAHAHAHAHA... Dobra koniec(za dużo gry o tron oj za dużo). Widzę że rozdział jest hmm jakby to ująć,, Pieruńsko Dobry", a ten koniec po.prostu same ochy i achy oraz bardzo, ale to bardzo mi przypominała scenę z piratów z Karaibów. Lena jako Barbossa...brakuje tylko brody XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiściw ta scena pasuje do Piratów z Karaibów, których kovham. Lena jako Barabossa, Annabeth jako Elizabeth (nawet się rymuje) i oczywiście Percy jako Will. Świetne porównanie. Tylko, że ciekawi mnie czy Aria przejmie koncepcję rozłąki głównych bohaterów z filmu czy jednak postawi na stałość związku Percy'ego i Annabeth. Sądzę, że ta dwa pomysły, ale to wszystko zależy od naszej Blogerki. Pozdrowienia M =D

    OdpowiedzUsuń