piątek, 31 lipca 2015

Rozdział V - Perspektywa Thalii


Pałac Hadesa wyglądał tak jak go zapamiętałam z mojej ostatniej wizyty w podziemiu (tytan, miecz, wściekła Persefona zamieniające w stokrotki, sami rozumiecie, taka tam standardowa wycieczka). Ciemne, ponure zamczysko zbudowane z czarnych płyt, górujące nad resztą podziemia. Prowadził do niego kręta ścieżka z szarego betonu. Albo innego materiału, nie wiem, nie jest to jakieś moje hobby. Na każdej płytce, z której tworzyła się droga napisane było słowo śmierć, ale uwaga tu dodatkowa atrakcja, bo za każdym razem w innym języku! I kto mówił, że śmierć nie kształci?
- Nawet jeśli zginiemy to przynajmniej liźniemy trochę języka, Lena – Odwróciłam głowę do tyłu, do idącej za mną córki Posejdona.
- Mów za siebie – odburknęła – ja tam nie mam w planach umierania. Często przebywasz w podziemiu, Nico?
Syn Hadesa wzruszył obojętnie ramionami. Właściwie był taki sam jak zwykle. Ponury, zamknięty w sobie, dosłownie nieożywiony. Ale mimo wszystko zdawał się być jakiś inny. Oczy nabrały jakby nowego blasku. Nie wiem jak to lepiej ująć. A błysk wzrastał na sile za każdym razem, kiedy Nico spoglądał na Lenę. Warto wspomnieć, że robił to dość często.
- Większość mojego czasu – odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
Lena wskazała na niego, a następnie zwróciła się do mnie aktorskim szeptem.
- Sama więc widzisz. Mam idealną motywację, żeby nie śpieszyć się do śmierci.
- Myślałam, że się pogodziliście – szepnęłam Nico do ucha, kiedy zadowolona z siebie Lena minęła nas i raźnym krokiem ruszyła przed siebie.
Westchnął.
- Ja - szczerze mówiąc – też.
Po chwili zdałam sobie sprawę, iż przez całą dotychczasową drogę wykonywałam niemożliwą i niezwykle głupią czynność.
- Nico! Przecież to ty powinieneś iść przodem!
Mianowicie prowadziłam nie znając trasy.
Zmarszczył brwi.
- Właściwie, to masz rację – uznał i lekkim truchtem dogonił Lenę. Przypomniało mi to do jakiej kłótni on i siostra Percy'ego są zdolni. Nasze przybycie może nie, ale ona na pewno zwróciłaby uwagę Hadesa. Dogoniłam więc ich. Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Nico był najwyraźniej obrażony na Lenę, Lena na niego z jakiś dziwnych i niezrozumiałych powodów też, a ja miałam już powoli oboje dosyć. Gdy dotarliśmy na sam szczyt wzgórza, na którym wznosiła się twierdza boga śmierci zamiast wejść główną bramą skręciliśmy nieco w prawo.
- Boczne wejście, nie zwrócimy sobą aż takiej uwagi – wyjaśnił syn Hadesa wskazując na drewniane drzwi. Weszliśmy do środka. Korytarz, w którym się znaleźliśmy był nie za wysoki, ale za to wyjątkowo szeroki. Ruszyliśmy przed siebie. W tym momencie pomoc Nico okazała się nieoceniona. Co chwilę pojawiały się nowe rozwidlenia. GPS, by tutaj zwariował. W końcu dotarliśmy do celu. Korytarz urywał się w tym miejscu. Przy ścianie na krześle siedział kościotrup w stroju ochroniarza. Nie wiem czy martwy był już, kiedy podjął się tej pracy. Nie zdziwiłoby mnie jednak, gdyby jeszcze wtedy żył i po prostu zmarł. Ta robota chłonęła nudą na odległość.
- Steve, chcę wejść do archiwum – powiedział Nico. Zanim zdążyłam dokładniej się zastanowić nad tym do jakiego archiwum, a tym bardziej jak się do niego chce dostać, Steve rozsypał się na część. Teraz na krześle spoczywał już tylko strój ochroniarza, a na podłodze leżały bezwładne kości. Powoli przesunęły się w stronę ściany i zaczęły po niej wspinać. Po chwili utworzyły białe wrota i napis : „Archiwum”.
Nico bez obrzydzenia chwycił śmiało klamkę i otworzył drzwi. Odsunął się na bok i przepuścił nas. Lena przeszła pierwsza.
- Dżentelmen – prychnęła, sekundę później usłyszałam jej głośny jęk – O, nie!!!
Gdy weszłam za nią do środka zrozumiałam o co jej chodziło. Zwłaszcza w czasie wakacji. Całe pomieszczenie zapchane było półkami pełnymi od stosów papierów i pergaminów, grubymi starymi księgami, aż do nowoczesnych segregatorów.
- Spis jest ułożony chronologicznie i alfabetycznie. Jeżeli osoba, której szukasz jest martwa, tu, dowiesz się wszystkiego. Dokładnej daty śmierci, przyczyny oraz obecnego miejsca pobytu.
Nico pojawił się obok mnie niczym cień – kompletnie bezszelestnie.
- Kogo szukamy? Powiedz imię i nazwisko to pomogę – zaproponowała Lena. Nie miałam ochoty na samotne grzebanie w tej podziemnej biurokracji, ale coś mi kazało nie zdradzać kim jest poszukiwana przeze mnie osoba. To musiała być moja misja. To ja go chciałam odnaleźć.
- Nie. Nie trzeba – niemalże odwarknęłam. Lena wzdrygnęła się.
- Właśnie, Lena. Żeby tu pomóc powinno się umieć czytać.
Dziewczyna już chciała odpowiedzieć, ale zmierzyłam ją groźnym spojrzeniem.
- Po prostu stójcie na czatach. Oboje.
Nadąsani wypełnili moją prośbę. Przyklęknęłam przy pierwszej z brzegu półce z segregatorami. Czas się wziąć do roboty, nie?
…........................................................................................
Po przejrzeniu przynajmniej dwóch tysiąca kartek zapisanych drobną czcionką zorientowałam się mniej więcej w systemie. Otóż zapisani tu byli nie tylko zmarli, ale wszyscy ludzie na całym świecie zarówno nieżywi, obecnie żyjący, a nawet jeszcze nie narodzeni. Ci pierwsi (interesujący mnie) zapisani byli czarną czcionką, a pozostali jasnobłękitną. Natrafiłam na przynajmniej tysiąc różnych sposobów śmierci i naprawdę nie wiedziałam, że niektóre są, aż tak głupie i beznadziejne. W końcu znalazłam listę która mnie interesowała. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte, litera L.
- Gdzie jesteś, Luke... - mamrotałam pod nosem. Wtedy rozległ się pierwszy trzask. Potem wrzaski i odgłosy walki.
- Wszystko u was w porządku? - krzyknęłam nie przestają przeglądać karty.
- Och, w najlepszym! Nie przejmuj się nami, my tylko próbujemy przeżyć!
- Uhm, siedź cicho, foczko. Thalia, pospiesz się trochę!
- Dużo trochę!
O co im znowu chodzi? Czyżby próbowali się pozabijać? Znowu? To się zaczyna robić nużące! Wtedy to się zaczęło dziać. Pomieszczenie wokół mnie dosłownie zaczęło się rozsypywać. A co gorsze papier w mojej dłoni – również.
- Thalia, wracaj!
Chwyciłam odpowiednią stronę i w ostatniej chwili wyskoczyłam przez znikające drzwi. Wpadłam prosto do ogromnej paszczy.
- Aaaa!
- Spokojnie, już spokojnie. Wszystko będzie w porządku – usłyszałam zaskakująco delikatny i kojący głos Nico. Nie mówił jednak do mnie, ale do Leny, którą...obejmował opiekuńczym gestem. Córka Posejdona była cała roztrzęsiona.
- Jesteśmy wewnątrz Cerbera, nie zrobi ani mi ani wam krzywdy. Jesteś bezpieczna, Leno. Powoli jakby dochodziła do siebie. Odsunęła się delikatnie od niego.
- To psiofobia – wydukała niewyraźnie – jak byłam mała założyłam się z Tomem, że zjem psie chrupki.
- I zjadłaś? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Jasne, z łatwością i to całą paczkę. Gorzej było...hm...później.
Zdarzył się cud. Nico Di Angelo nie wytrzymał. Wybuchnął głośnym, szczerym i radosnym śmiechem. Lena chyba się obraziła, bo przesunęła się w moją stronę.
- Czemu masz taką minę? - spytała wyraźnie urażona.
- Bo stało się coś niemożliwego – odparłam szeptem.
- Mianowicie?
- On po raz pierwszy jest szczęśliwy.

3 komentarze:

  1. Genialnie, świetny rozdział. Jak mam być szczera, to pomimo tego, że rozdział jest co tydzień, ja zaglądam na twojego bloga codziennie po kilka razy z nadzieją, że rozdział już jest. Uwielbiam twoje opowiadania i czekanie na kolejne to straszne tortury, straszniejsze niż te na Polach Kary, oj zdecydowanie. Bardzo podoba mi się zakończenie tego rozdziału, Nico+Śmiech=Cud, genialne. Cuż więcej mogę napisać, cudownie, uśmiałam się dziś do łez. Może zauważyłaś, że dziś było zero krytyki, jak na mnie to duży SUKCES, oj tak.. na dodatek przez wielkie S. Aha mam prośbę, czy mogłabyś podać swój adres email, pliss, bardzo mi na tym zależy. Życzę weny i serdecznie pozdrawiam, M;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lubie.siebie.bardzo@wp.pl, proszę bardzo.
      Jak dla mnie też SUKCES, zero krytyki od M. po której komentarzach myślałam, że osiwieję?
      Kurczę, SUKCES, przez mega wielgaśne wielkie S!
      Dziękuję Ci strasznie za to, że czytasz i zawsze komentujesz.
      Dziękuję Ci też za słowa krytyki, a właściwie zwłaszcza za nie.
      Dziękuję Ci po prostu za wszystko.
      Aria

      Usuń
    2. Dzięki, miło mi to słyszeć. Nie może być chyba tak źle, że doprowadzę kogoś do przedwczesnej starości, nie nie oczywiście, że może, w końcu okrzyknięto mnie klasową krytyczką. Jeszcze raz muszę to napisać, GENIALNY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!!!!! Zasługujesz na więcej wykrzykników, ale nie będę się już bardziej wydurniać. Pozdrawiam, M =D =D =D Taki szczery śmiexh, jak u Trupiej Czachy <3

      Usuń