sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział XIV - "Jar Jar Binks" ratuje nas z opresji - Perspektywa Lissy



    • Rozdział 14
    Z cienia wyłoniła się postać mężczyzny, który to powiedział. Miał koło czterdziestki, ale instynkt podpowiadał mi, że to tylko pozory. Mężczyzna był bardzo muskularny( czyżby na śniadanie brał porządną dawkę koksu?), a długie czarne włosy były zaplecione w „ męski” kucyk, a jego oczy były...niesamowite. Błękitno – szarawe, za każdym razem, gdy przyglądałam się im uważnie zdawało mi się, że przechodziły przez nie błyskawice. Tom chyba też to zauważył, bo zapytał niepewnie:
    • Zeus?
      Nieznajomy pokręcił przecząco głową.
    • Krzysztof Krawczyk?- strzeliłam na chybił trafił. No co słyszałam, że jest taki polski wokalista więc pomyślałam: „ Czemu nie?”. „ Krzysztof Krawczyk” miał mi już coś odpowiedzieć i chyba było to coś obraźliwego, ale Percy przerwał mu wrzeszcząc jak jakiś maniak: - Nie ważne jak się nazywasz! Co zrobiłeś mojej Ann?
      A gdzieś z dołu dobiegł nas rozpaczliwy głos Annabeth: - Wypuść mnie!
    • Wiesz, gdzie jest moja kaczuszka? - zapytała Lena pełnym nadziei głosem. Mężczyzna zignorował ją i zwrócił się do mnie:- Nie jestem Krzysztof Krawczyk tylko Perun, słowiański bóg grzmotów i piorunów. Miło mi.
      Następnie rzekł dostojny tonem do Percy'ego:
    • Twoja Ann? Otóż młodzieńcze zamierzam ją poślubić. Będzie moją nową Perperuną.
    • Hola, hola – powiedziałam – Co to Perperuna?
      Perun westchnął ciężko i wymamrotał niewyraźnie: - Wy Amerykanie i brak zainteresowania słowiańską mitologią – następnie zaczął tym razem głośno odchrząkając: - No więc widzicie...Wasi bogowie mają żony – boginie. Nieśmiertelne, seksowne kobiety, które są dobre w.. - spojrzał na nas z niepewną miną jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że większość z nas jest nieletnia i zakończył zdanie nieco inaczej niż uprzednio planował: - całowaniu. Na przykład taka Afrodyta...
    • Ej to moja mama. Opanuj się – przerwałam brutalnie jego miłosne marzenia ( chociaż wątpię, żeby moja mama zainteresowała się takim brzydalem). Mężczyzna wyraźnie zakłopotany kontynuował swoją wypowiedź: - W każdym razie my Słowianie nie mamy wiele atrakcyjnego. To znaczy nie. Może inaczej. Hm..mam trochę boginek i żadna z nich nie jest ładna – klasną w dłonie najwyraźniej zadowolony z tego, że odpowiednio nam to wytłumaczył – Tak więc wiele stuleci temu stwierdziłem, że co roku będę czynił jedną szczęśliwą śmiertelniczkę moją żoną – Perperuną.
    • Zaraz, zaraz. Jak co roku? - zapytałam. Mój mózg był w stanie pojąć to, że żeni się z śmiertelniczkami, ale wyglądało to tak jakby brał ślub co rok. A to już trochę nie ten teges. Coś jest nie w porządku. Wzruszył ramionami: - Śmiertelniczki mają to do siebie, że są piękne. Lecz tylko przez pewien czas. Potem się starzeją.
    • A więc zmieniasz żonę co rok? Co się dzieje z tymi porzuconymi? - to pytanie padło z ust Toma, który był najprawdopodobniej zafascynowany tą techniką. A ja się prawie z tym idiotą całowałam. Mężczyzna zrobił trochę głupkowatą minę( podejrzewam, że nie za bardzo musiał się wysilać).
    • No potem...zabijam je – powiedział to tak o. Bez emocji. Wydawał się nawet zdziwiony, że zadajemy pytania dotyczące tak oczywistych spraw. W tym momencie Percy dyszący ze złości nie wytrzymał. Zaatakował Peruna. Mimo, iż cios był dobry, wymierzony w brzuch Słowiański bóg zdołał się obronić mieczem, który pojawił się znikąd, a jego wykrzywiona klinga przypominała swym kształtem piorun. Między synem Posejdona i Perunem rozpoczęła się zacięta wymiana ciosów, pchnięć i blokad. Usłyszałam okrzyk Leny, w którym pobrzmiewała nutka znacząca to, że zrozumiała coś:
    • To on!
    Oboje z Tomem spojrzeliśmy w jej stronę.
    • To on ukradł moją kaczuszkę! - oskarżająca wypowiedź Leny potwierdziła moje przypuszczenia. Siostra Percy'ego nadal jest pod działaniem alkoholu.
    • Ehmm – wydukałam zbita z tropu, ale Tom przerwał mi zwracając się do Leny: - Tak. On ma twoje kaczuszki.
      A następnie szepnął do mnie: - Patrz co się teraz będzie działo.
    • Za kaczuszki! - z tym oto okrzykiem bojowym na ustach Lena rzuciła się w wir walki rozgrywającej się między Percym a Perunem. Walczyła jak szatan. Trudno mi było stwierdzić kto walczy lepiej. Ona czy też jej brat. Percy miał świetną technikę. Orkan wydawał się przedłużeniem jego ręki. Natomiast Lena...Przy cięciach na daleką odległość dzierżyła miecz, przy krótkich pchnięciach miecz zmieniał się w sztylet, a w niektórych momentach używała trójzębu jak kosę podcinając nogi przeciwnikowi. Broń zmieniała się z taką szybkością, że w niektórych momentach nie byłam pewna czym właściwie nawala biednego boga, który chciał jedynie poślubić, a następnie zabić Annabeth. Przecież to, że wykorzystuje biedne śmiertelniczki to wcale nie znaczy, że zasłużył sobie na śmierć z rąk Leny, a tym bardziej na słuchanie jej wściekłych wrzasków: „ Oddawaj kaczuszkę. Wiem, że ją masz!!” Zdałam sobie sprawę, że ta dwójka walczy z wściekłym bogiem, a ja i Tom stoimy jak idioci i przyglądamy się temu bezczynnie. Podbiegłam więc do miejsca, w które wessało Annabeth. Było to jedyne słuszne zajęcie, które przychodziło mi w tej chwili do głowy. Okazało się, że znajdowało się tam coś w stylu dołu, na którego dnie stała Annabeth. Rozglądała się uważnie najwyraźniej rozważając opcje ucieczki. Nie trzeba było jednak być córką Ateny, aby zrozumieć, że ściany były idealnie gładkie i nie można się było po nich wdrapać. Niektórzy ludzie mają przy sobie zawsze linę, tak na wszelki wypadek. Ja...niestety nie należę do tych ludzi. Usłyszałam głośne brzdęk. Odgłos metalu uderzający o posadzkę. Odwróciłam się i z przerażeniem stwierdziłam, że rodzeństwo Jacksonów leży na ziemi spętane spiżowymi linami. Oboje miotają się i drą.
      Percy: - Oddawaj Annabeth!!
      Lena( domyślacie się zapewne co): - Oddawaj kaczuszki!!
      Odwróciłam wzrok od tego trochę żałosnego widoku i spojrzałam na Peruna. Zmierzał ku nam wściekle dysząc: - Już po was. Opóźniacie mój ślub!
      Graj na zwłokę – podpowiada mi mój mózg głosem Annabeth.
    • Dlaczego Annabeth? - zapytałam. Perun zamrugał najwyraźniej zupełnie zbity z tropu: - E..., że jak dlaczego ona?
    • Dlaczego na przykład nie ja mam być twoją żoną? Jestem brzydsza od Annabeth?- Rozwinęłam łaskawie odpowiedź. Pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem.
    • Widzisz jesteś naprawdę atrakcyjne, ale masz ..czy ja wiem..czternaście?
    • Piętnaście – odwarknęłam. Pokiwał głową.
    • No właśnie. Należę już do ZNSB, a nie mam ochoty być dodatkowo nazywany pedofilem.
    • Co to ZNSB? - w głosie Toma słychać było nutkę podejrzliwości.
    • Zgromadzenie Niewyżytych Seksualnie Bogów – odparł Perun z miną niewiniątka. Nagle przypomniałam sobie jak w piątej klasie uwielbiałam czytać mitologię. Coś w moim umyśle podsunęło mi wspomnienie pewnego wieczoru, kiedy siedziałam w swoim pokoju i w słabym świetle lampy przeglądając wielką mitologiczną księgę natrafiłam na pewną historię która głęboko zapadła mi w pamięci. Opowiadała ona o rzeźbiarzu, który zakochał się w swojej rzeźbie przedstawiającej młodą i piękną kobietę. W święto mojej matki poprosił ją o to, żeby posąg ożył. Jego życzenie spełniło się. „ To klucz” – odezwał się kobiecy znajomy głos w mojej głowie. Jestem niesamowita! Byłam w stanie zapomnieć, że w mojej głowie siedzi rzeczna bogini śmierci. Ale przynajmniej dzięki niej w mojej głowie pojawił się plan. Szalony, ale jednak( zdołałam przywyknąć do tego, że herosi nie posiadają innych).
    • A jeżeli znalazłabym ci inną żonę – krzyknęłam co sprawiło, że bóg zamarł w pół kroku. Po chwili jednak roześmiał się: - Jesteś uparta laseczko. Mówiłem ci, że jesteś za młoda..
    • Mam siostrę – wypaliłam.
    • I to pełnoletnią – dodałam uprzedzając kolejne pytanie Peruna. Podrapał się po brodzie zastanawiając się nad odpowiedzią i przyglądając mi się uważnie.
    • Przecież zginie po roku. Dlaczego chcesz, żeby to właśnie twoją siostrę poślubił? Nie kochasz jej? To twoja rodzina.
      Tym razem to ja w odpowiedzi pokręciłam z uśmiechem głową: - To tak nie działa. Ona jest nieśmiertelna. Jej uroda nigdy nie przeminie.\
      Po chwili namysłu rozkazał:
    • Przyprowadź ją do mnie.
      Dygnęłam lekko: - Jak sobie Perunie życzysz.
      Chwyciłam Toma za rękę i wyprowadziłam na zewnątrz. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na mnie wyczekująco: - No i. Jaki masz plan.
      Przewróciło mi się coś w żołądku. Pamiętałam dobrze nasz niedoszły pocałunek. W ogóle czemu chciałam się z nim całować? Zawsze marzyłam, że mój chłopak będzie niezwykły. Intrygująco przystojny i łotrzykowaty. Dlatego spodobał mi się Percy. Niesamowicie piękne morskie oczy, czarne zmierzwione włosy, słodki sarkastyczny uśmiech. To wszystko było obudową duszy wspaniałego herosa. Której dziewczynie by się nie spodobał? Chciałam mieć życie takie jak mój ojciec. Płomienny romans młodości. A Tom? Nie był brzydki, z pewnością wyrwałby jakąś dziewczynę. Nie miał jakiegoś niespotykanego charakteru ani osobowości( oprócz tego, że jest herosem i magiem w jednym). Mimo, ze daleko odbiegał od mojego ideału powoli zaczęłam się w nim zakochiwać.
    • Lissa? - wyrwał mnie z rozmyślań głos Toma. O bogowie! Czy ja przez cały ten czas myślałam.
    • Istnieje takie coś jak uszebti? - upewniłam się.
    • Tak – przytaknął – Skąd wiesz?
    • Sadie mi mówiła tuż przed tym jak spotkałam Percy'ego i Annabeth – na imię syna boga mórz najeżył się lekko co nie uszło mojej uwadze.
    • Masz trochę tej magicznej gliny? - znowu przytaknął. Wyglądał na lekko zakłopotanego: - Mam ja w Duat. Nie umiem go jednak otworzyć od śmierci matki..
    • Zrobimy to razem – mój głos był dziwnie zdecydowany. Chwyciłam go za obie ręce. Były ciepłe. Nasze spojrzenia spotkały się.
    • Skup się mocno. Myśl o tym, ze twoja matka żyje i, że to ona potrzebuje tej gliny. Nie ja – chłopak zamknął oczy. Na jego twarzy wykwitł łagodny uśmiech. Nagle z powietrza wyleciało coś i spadło na nasze splecione dłonie. Kupka gliny. Pochwyciłam ja w dłonie i zaczęłam radośnie prace. Kwadrans później wyszedł spodziewany( znając moje zdolności plastyczne) efekt. Miała być kobieta, a wyszło...coś.
    • Jar jar Binks – podsumował moje dzieło Tom pękając ze śmiechu.
    • To ma ci uratować życie – odwarknęłam.
    • To w takim razie moim ostatnim życzeniem będzie, aby zabrano mi to sprzed oczu – zachichotał pod nosem. Nie słuchałem jego chamski komentarzy tylko zamknęłam oczy i skupiłam się. Wyobraziłam sobie najpiękniejszą i najbardziej urocza kobietę pod słońcem. Następnie wypowiedziałam, krótkie egipskie słowo:
      Anch
      Otworzyłam oczy. Nad posagiem pojawił się intensywnie niebieski hieroglif:
    • Symbol życia. Ponownie jak za pierwszym razem pacnęłam ręką hieroglif( wiecie to na cześć tych wściekłych gołębi, które były moją pierwszą klątwą, bachory musiały zapewne pozbywać się ptasich odchodów z ubrań, ta myśl jest piękna i napawa mnie dumą). Spojrzałam na „Jar Jara Binksa”. Usłyszałam, że Tom wydaje z siebie okrzyk zaskoczenia. Gdy zobaczyłam posąg zrozumiał, dlaczego. Nie było już tam glinianej figury. Zamiast niego stała tam żywa piękna kobieta koło dwudziestki. Czekoladowe włosy opadały wokół pięknej twarzy, który wyglądała jak...Sadie? Co tam robi ta „ poskromicielka gryfów”? Jednakże to nie mogła być Sadie, bo odezwała się łagodnym i trochę przerażonym głosem: - Gdzie ja jestem?
      Nie, to na pewno nie była siostra Cartera. Ona by tak nie powiedziała. Zapewne pod groźbą naszego samozapłonu kazała by nam wyjawić, gdzie się znajduje. Ach, stare dobre czasy, gdy uciekałyśmy przed gryfem! Az łezka się w oku kręci.
    • Czy myślałaś kiedyś o zamążpójściu? - zapytałam się z uprzejmą miną.
    • Przepraszam, czym? - wydukała cichutko. Tom okazał się niezbędnym tłumaczem:
    • Zostaniesz żoną jednego pajaca?
      Wzruszyła ramionami: - Mogę. Tylko czy – zaniepokoiła się po chwili – Jestem odpowiednio ubrana?
      Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to co ma na sobie. Suknię trochę w greckim stylu z białego atłasu. We włosy miała wpięty czerwony mak. Chciałam już coś powiedzieć, ale odezwał się „ spec” od mody.
    • Cudnie – zapewnił ją Tom. Zaprowadziliśmy ją przed oblicze Peruna. Opadła mu szczęka. Gdy bóg zaczął zajmować się swoją narzeczoną ja uwolniłam Jacksonów, natomiast Tom pobiegł do Annabeth. Dól podjechał do góry jak jakaś winda. Kiedy tylko zrównał się z poziomem podłogi Annabeth podbiegła do swojego chłopaka i rzuciła mu się w objęcia. Daliśmy im chwilę.
    • To gdzie teraz? - zapytałam. Tom patrzył na jakieś drzwi.
    • Tam – oznajmił bez ogródek – muszę jej pomóc – zaczął mamrotać i iść ku drzwiom – tam jest Lucy.
    • Tom – pobiegłam za nim, al było już za późno. Przekroczył próg drzwi. Prowadziły one do ciemnego szybu. Bez zastanowienia rzuciłam się w go. Upadłam na coś twardego. Pierwsza moja myśl? Boli mnie tyłek. Druga? Stoi nade mną uzbrojony po zęby żołnierz, w każdej chwili gotowy mnie zabić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz