- Praszam musę isc – powiedział Mietek z śmieszną gwarą i odszedł w stronę podestu, który przypominał scenę. Opadliśmy z Percym na sąsiadujące ze sobą krzesła. Nie przepadam za gościem. Wydaje mi się, że Lissa się w nim kocha(tak przyznaje bez bicia, że przeszkadza mi to). Wtem wśród mocnych, niskich i fałszujących męskich głosów górali śpiewających refren „ Góralu czy ci nie żal” rozbrzmiał czysty dziewczęcy znajmy głos. Spojrzałem w tamtą stronę. Lena siedziała pod ramię z muskularnymi Słowianami i lekko się gibając i kołysząc zawodziła: „ Wracaj do Hal”. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ona nigdy nie dorośnie. Zauważyłem, że Percy również się jej się przygląda z zadowoleniem. Mu naprawdę zależało na siostrze!
- Przepraszam, że ci ją zabrałem – jego głos był cichy i łagodny – Ale z pewnego punktu widzenia nadal jesteście rodziną, wiesz?
- Zeus i Posejdon to bracia? - upewniłem się.
- Aha – przytaknął.
- Czyli jesteśmy kuzynami? - tak wiem jestem geniuszem.
- No – Percy entuzjastycznie pokiwał głową. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Dzięki.Roześmiał się tylko.
- Za co? Czy my się licytujemy o więzy krwi, które nas łączą z Leną?Nic nie odpowiedziałem. Chociaż wydawać się to może dziecinne odpowiedź brzmiała: „Tak”. Siedzieliśmy w milczeniu. Swoje spojrzenie skierowałem na parkiet. Odszukałem ją wzrokiem. Była. Tańczyła z Annabeth i góralskimi dziećmi. Czarne włosy falowały, gdy zrobiła obrót trzymając na rękach małą dziewczynkę. Lissa była taka piękna i naturalna we wszystkim co robiła. Muzykę przerwał nagle donośny dźwięk rogu. Wszyscy umilkli i zwrócili się w stronę podestu. Ustawiony był na nim tron. Na scenę wyszła matka Lucy – przywódczyni. Kroczyła dumnie dopóki nie doszła do tronu, na którym spoczęła. Ubrana była jak jakiś janosik. Czerwone spodnie, kierpce, biała koszula z kożuchem i ogromniasta czarna czapa. Wszyscy powitali ją wiwatem. Uniosła rękę. Tłum ucichł.
- Rycerze – przemówiła donośnym głosem – bogowie wysłuchali naszych modłów. Zesłali nam Francuza – gdy wskazała na mnie wszyscy na mnie spojrzeli co sprawiło, że zarumieniłem się – A on odnalazł mą córkę, która obejmie rządy w dzień swych siedemnastych urodzin. Wystąp Klaudio – Lucy była ubrana jak wszyscy Słowianie. Biała koszula z orzełkiem, czerwone leginsy...Dopiero teraz uderzyło mnie to jak była ładna. Nie tak ładna jak Lissa, ale jednak...
- Jaka ma być twa nagroda za jej odnalezienie? - zapytała mnie przywódczyni.
- Eh..wiesz może gdzie jest Rea? - wydukałem. Zmarszczyła brwi.
- To twe życzenie? - patrzyła na mnie jak na idiotę.
- Nooo..innych nie mam – przyznałem. Wyglądała na zmieszaną.
- Jutro wyruszycie. Dostaniecie wszelkie środki. Nie wiem gdzie jest Rea, ale mam przyjaciela, który wie. Odpowiedź i jego samego znajdziecie tam gdzie najniżej. To jedyne co ci mogę powiedzieć – odparła stanowczo.…....................................................................................Obudziłem się. Byłem w pokoju, który przydzieli mi Słowianie. Muszę się przebierać. Czeka mnie misja. Gdy byłem już gotowy usłyszałem cichutkie pukanie.
- Proszę – rzuciłem. W drzwiach pojawiła się Lucy.
- A to ty – uśmiechnąłem się – Coś się stało.
- Tak..znaczy nie...nie wiem – wymamrotała wyraźnie czymś speszona – chciałam ci coś dać na podróż.
- Śmiało, uwielbiam prezenty- zażartowałem. Uśmiechnęła się słabo.
- To nie..nie jest materialne – wyjaśniła podchodząc do mnie tak, że staliśmy bardzo blisko ciebie.
- Cenna rada?Pokręciła głową.
- Nie, to...kocham cię – wystękała. Zanim zrozumiałem sens tych słów było już za późno. Pokonała dzielące nas centymetry. Nasze usta spotkały się. Jej wargi były miękkie i ciepłe, smakowały truskawkami. Ręce zarzuciła mi na kark. Przeżywałem swój pierwszy w życiu pocałunek... Usłyszałem zduszony okrzyk. Oderwałem się od Lucy. Lissa stała w drzwiach zatykając sobie usta rękami. Była w szoku. Nagle odwróciła się i odbiegła. Rzuciłem się za nią w pogoń. Dogoniłem ją dopiero na skrzyżowaniu korytarzu. Była naprawdę szybka.
- Lissa – krzyknąłem i chwyciłem ją za nadgarstek zmuszając do zatrzymania się. Próbowała mi się wyrwać, ale byłem silniejszy. Zmusiłem ja do odwrócenia twarzy w moją stronę.
- Lissa, kocham ciebie – wydyszałem – to było...
- Nieporozumienie? - pisnęła.
- Lissa proszę..kocham ciebie
- Też cię kocham – oznajmiła spokojnie chociaż w oczach miała łzy – ale miłość jest czasem największym przekleństwem, które może człowieka spotkać – zabolało to bardziej niż rozbita głowa. Puściłem ją. Odbiegła.
- Tom – wysapała Lucy, która mnie dogoniła – przepraszam nie wiedziałem, że między tobą, a Lissą..no wiesz...
- To nie twoja wina – oznajmiłem stanowczo, a następnie odwróciłem się w stronę korytarza, w którym znikła Lissa i szepnąłem sam do siebie czując w gardle rosnącą gulę – To ja wszystko schrzaniłem.
Rozdział
16
Polacy
umieją świętować. Z tego co się dowiedziałem robią szum i
zabawę z byle jakiego powodu. A to imieniny, a to rocznica tego
siam tego... Tak w każdym razie opowiadał mi Mietek(jeden z
Orłów), który miał mnie i moich przyjaciół zaprowadzić na
ucztę z okazji odnalezienia córki przywódczyni( do czego też się
w dużej mierze przyczyniłem). Znaleźliśmy się w ogromnej sali,
gdzie czekały na nas uginające się pod ciężarem jedzenia stoły.
Byli tam wszyscy Śpiący( szaleli tak, że nie mam zielonego
pojęcia skąd się wzięła ta nazwa) Rycerze z Giewontu. Kobiety
ubrane były w góralskie kobiece stroje, a włosy miały zaczesane
w grube warkocze. Mężczyźni mieli na sobie natomiast męskie
stroje też góralskie(chociaż z początku zmyliło mnie to, że na
kapeluszach mieli muszelki, bo wiecie niby skąd muszelki w
górach?). Wszyscy tańczyli, pili, jedli i śpiewali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz