niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XV - 'Może to dziwnie zabrzmi, ale to twoja...matka. Biologiczna" - Perspektywa Toma

Cześć. Wyrobiłam się z rozdziałem. Mam nadzieje, że zrozumiecie i się spodoba. Co byście powiedzieli na to, aby tom i Lissa byli razem( mam własne plany i nic co napiszecie tego nie zmieni, ale mimo to miło by było posłuchać waszych opinii). Piszcie paring. Może tez pisać kto waszym zdaniem jest chłopakiem z przepowiedni Leny. Mam crazy pomysł o którym napiszę w kolejnym rozdziale. Miłego czytania. Na dole ważna notka.
 

    Perspektywa Toma
    Rozdział 15
    Czemu ci kretyni za mną skakali? Gdy zobaczyłem te drzwi coś mnie opętało i stwierdziłem, że muszę tam iść. A oni co? Pewnie stwierdzili: „ A skoczymy za tym kretynem do szybu, który nie wiadomo gdzie prowadzi. A co tam!” To dziwne „ opętanie” minęło dopiero, gdy przyłożono mi nóż do gardła. Mówię wam w takich chwilach się trzeźwieje. Wtedy dopiero pomyślałem: „ cholera, po co mi to było?” W chwili obecnej podążaliśmy podziemnym, kamiennym korytarzem. Mieliśmy zawiązane ręce, a prowadzili nas faceci. Byli uzbrojeni i niechętni do rozmowy. Gdy próbowałem się czegokolwiek dowiedzieć rzucali mi ponure i groźne spojrzenia. Kiedy po raz setny zapytałem: „ Kim jesteście” najbardziej umięśniony z nich idący na przedzie( chyba przywódca) nie wytrzymał i wybuchnął wściekle: - Zamknij się chuderlakowaty szpiegu! Nie zabiliśmy was tylko, dlatego, że ta dziewczynka jest pijana – tu wskazał na Lenę – Zabicie pijanego to straszna zbrodnia! Każdy powinien być trzeźwy w chwili śmierci! Jeżeli jeszcze raz się odezwiesz to utnę ci język!

To podziałało! Może nauczyciele powinni mówić takie groźby do rozgadanych dzieci? W końcu opuściliśmy korytarz i znaleźliśmy w czymś stylu podziemnego miasta. Widoki zapierały dech w piersiach. Znajdowaliśmy się we wnętrzu góry! Wokół nas tłoczyły się sklepy i domy wykute w skale. Wszyscy ludzie, którzy tu byli mieli na sobie białe tuniki z naklejonym na piersi orzełkiem i czerwone spodnie. Wielu z nich miało broń. Mijaliśmy zarówno starców jak i rześkie nastolatki wracające najwyraźniej ze szkoły. Wtedy mnie olśniło! Już wiedziałem kim oni są.

  • Generale, kto to? - odezwała się szorstko kobieta, która podeszła do nas. Miała oschły i władczy wyraz twarzy. Odziana była w grube futro, a na jej ramieniu siedział orzeł. Jego czujne oczy wpatrywały się we mnie bacznie.
  • Jacyś szpiegowie. Złapaliśmy ich przy wejściu G – oznajmił ten, który groził mojemu językowi. „ Odmienia się szpiedzy, idioto”pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.
  • To ich przywódca – wskazał na mnie.
  • Kim jesteście i kto was nasłał – syknęła kobieta przykładając mi nóż do gardła. Poczułem złość. Proszę bardzo! Odpowiem jej! Ale nie po Polsku! Po mojemu.
  • Nous ne serons pas Unleashed – rzuciłem zgrzytając zębami. Odskoczyła jak oparzona.
  • Francuz – wymamrotała, a następnie rozkazała generałowi – proszę zabrać wszystkich. Oprócz tego chłopaka. Zajmę się nim osobiście – jej oczy błysnęły złowrogim blaskiem.
  • Ależ pani.. - próbował kapitan, ale ta przerwała mu zdecydowanym ruchem ręki.
  • Bez dyskusji, generale.
    .........................................................................................
    Zostałem zaprowadzony do jakiegoś salonu.
  • Usiądź – kobieta wskazała mi fotel. Posłuchałem ją( wiecie gościówa miała sztylet i muskuły, uznałem więc, że nie warto jej podpadać).
  • Jesteś Francuzem? - upewniła się trochę nieufnym tonem. Skinąłem lekko głową. Przyglądała mi się bacznie.
  • Wiesz kim jesteśmy? - kolejne pytanie padło z jej ust.
  • Orłami – wypaliłem. Zmarszczyła niezadowolona nos.
  • To brzydkie określenie. Oficjalna nazwa to Śpiący Rycerze z Giewontu. Czy wiesz w jakim celu powstała nasza organizacja?
  • Wyrobem oscypków? - strzelałem. Wzruszyła lekko ramionami.
  • To nie jest główny cel. Oscypki to swego rodzaju hobby. Wiele wieków temu Świętowit powołał moich przodków, aby pamiętali, żeby bogowie słowiańscy przetrwali – opowiadała, a ja przypomniałem sobie nasze spotkanie z Świętowitem. „ Hmm..mamy pewnego rodzaju zabezpieczenie” - powiedział. Dopiero teraz dotarło do mnie znaczenie tych słów.
  • Jesteście zabezpieczeniem, prawda? - była chyba zdumiona moim pytaniem.
  • Tak – przyznała.
  • Co to ma ze mną wspólnego? - zapytałem. Odchrząknęła chcąc mi coś odpowiedzieć, ale przerwała jej mała dziewczynka, która otwarła drzwi i wparowała do pokoju: - Mamusiu! On coś wie o Klaudii? Prawda?
  • Podsłuchiwałaś? - zadając to pytanie kobieta wzięła małą na kolana.
  • Tak – przyznała bez ogródek dziewczynka. Kobieta westchnęła ciężko.
  • Nie wiem Domi – przyznała szczerze, następnie spojrzała na mnie. W jej oczach nie było już pewności siebie. Widziałem tylko ból, smutek i ogromną rozpacz.
  • Kto to Klaudia? - mój głos przerwał ciszę. Wzięła głęboki oddech: - Moja starsza córka, gdy się urodziła...została porwana. Wysłaliśmy prawie wszystkie orły...
  • Znaczy się prawie wszystkich ludzi, tak? - przerwałem jej. Zmarszczyła brwi:
  • Nie, prawdzie orły.
    Nie wnikałem.
  • W każdym razie – kontynuowała opowieść – Żaden z nich nie przeżył. Nie wiadomo co się z nią stało. Pół roku temu Świętowit powiedział mi, że Francuz tu przybędzie i ją odnajdzie, ale..ale skoro nic nie wiesz... - jej głos załamywał się, a ja coś sobie uświadomiłem.
  • Ile teraz miałaby lat?
  • Szesnaście, siedemnaście w styczniu – załkała z trudem. Przełknąłem ślinę.
  • Ja..ja chyba wiem kim ona jest i gdzie się znajduje...
    .....................................................................................
    Siedziałem na korytarzu i czekałem. Co jeśli się pomyliłem? Co jeśli podanie im adresu Lucy było błędem? Kobieta chodziła nerwowo od kąta do kąta. Czy Lucy mogła być jej córką? Czy była Klaudią? Nie były do siebie podobne. Chociaż ta mała dziewczynka..ta młodsza córka..była. Podobnie jak Lucy drobna, szarooka o twarzy obsypanej złotymi piegami.
  • Jeżeli mnie okłamujesz i dajesz mi złudną nadzieję to.. - rzuciła wściekle kobieta ze łzami w oczach.
  • To wytnie mi pani śledzionę i sprzeda w biedronce na wyprzedaży – mój głos był wyjątkowo spokojny w przeciwności do moich wnętrzności, a zwłaszcza śledziony(, której nie zachwycało wylądowanie na polskim stole). Zamknąłem oczy i policzyłem w myśli do dziesięciu( mama tak zawsze robiła). Następnie wziąłem głęboki oddech. Otworzyłem oczy. Zmierzała ku nam Czteroosobowa grupa żołnierzy prowadząca...Lucy! Szła spokojnie, chociaż spojrzenie miała przestraszone i niespokojnie. Dostrzegła mnie.
  • Tom! - krzyknęła i wyrwała się strażnikom, aby podbiec do mnie. Zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła nawijać o tym jak bardzo się bała, jak ci faceci po nią przyszli i prosiła, żebym jej to wszystko wyjaśnił.
  • Lucy, muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem poklepując ja po plecach. Odsunęła się ode mnie, żeby zmierzyć mnie badawczym spojrzeniem od stóp do głów.
  • Taak? - zapytała przeciągle.
  • Może to dziwnie zabrzmi, ale to twoja...matka. Biologiczna – wskazałem na kobietę. Lucy wytrzeszczyła oczy.
  • Hej..córeczko – powiedziała zachrypniętym ze wzruszenia głosem Polka.
  • ....................................................................................................
  • Na okres wakacji blog zawieszony. Chce wtedy odpocząć, żeby w roku szkolnym wrócić ze zdwojoną energią i weną. Przez pierwszy tydzień wakacji jednakże jadę na Polski oboz herosów i wtedy to moja siostra będzie wstawiała króciotkie notki o moich wrażeniach, a jak wrócę zasypię was zdjęciami z obozu.
  • Do zoba w kolejnym rozdziale
  • P.S. Co sądzicie o szablonie. Ni się osobiście bardziej podoba. Jakby estetyczniejszy, no i...romantyczniejszy!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz