- Proszę – Rea postawiła przed nami półmisek po brzegi wypełniony ciastkami z kremem.
- Pójdę jeszcze po herbatę – dodała wychodząc z salonu.
- Lena co ci strzeliło do głowy, żeby przytulać boginię? – zaczął robić mi wyrzuty Percy.
- Po pierwsze nie boginię, a tytankę, po drugie to moja babcia, po trzecie te ciastka są naprawdę pyszne – mówiąc to wepchałam sobie smakołyk do ust.
- Lena to ciastka bogini! - wzburzyła się Annabeth.
- Pfufisz pchjak pchan Pechon!
- Jaki pan? - zdumiała się nasza słodka para.
- Pan Bekon, takie przezwisko miał gościu z domu paryskiego. Mówię wam. Wredny był z niego mag! - wyręczył mnie Tom. Percy i Annabeth wymienili spojrzenia. Przegrali tą walkę na słowa. Zadowolona z siebie rozłożyłam się wygodniej na kanapie. Percy wydał z siebie cichy pomruk złości.W salonie do, którego zaprowadziła Rea było bardzo rodzinnie. Spojrzałam na półkę. Było na niej dużo zdjęć. Jedno szczególnie przykuło moją uwagę. Trójka ciemnowłosych chłopców stała obok siebie. Wyglądali prawie identycznie. Jedyna różnica była w oczach. Morskie, burzowo szare, czarne. Obok nich siedziały po turecku dziewczynki. Jedna miała sukienkę w kwiatki, druga grecką togę, a trzecia trzymała się na uboczu, a twarz przysłaniała mysimi włosami. Na zdjęciu była również. Wyglądała o jakieś dwadzieścia lat młodziej. Spoglądała na wszystkie dzieci z troską i miłością.
- Hades, Zeus, Posejdon, Hestia, Hera i Demeter. To oni są na zdjęciu, któremu się przyglądasz Leno. Niegdyś moje dzieci, teraz wielcy bogowie. Tylko Hestia czasem do mnie wpada – wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos Rei za moimi plecami. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że już wróciła.
- Ten o – wskazałam na morskookiego – To tata.
- Tak Leno – uśmiechnęła się krzepiąco i usiadła obok mnie.
- Jestem twoją babcią? - odgarnęła mi włosy z czoła.
- Tak – nigdy nie byłam tak pewna tego co mówię.
- Masz jakieś wątpliwości wnuczko? Coś cię trapi – to drugie nie było pytaniem. To było stwierdzeniem.
- Tak, co do przepowiedni – przełknęłam ślinę.
- Pod skrzydła Anioł cię weźmie, cieniem osłoni i światło zasłoni – zanuciła na melodię kołysanki i roześmiała się wdzięcznie. Zapanowała cisza.
- Ech..pani Reo – wymamrotała Lissa – Bo pani dzieci się biją...i ich dzieci...i jakby pani nam pomogła...
- Wiem co się dzieje na Olimpie córko Afrodyty – odparła moja babcia machając ręką – Pomogę wam jeśli Lena mnie poprosi.
- Babciu, dlaczego ja? – wyjąkałam speszona.
- Wiesz, dlaczego mieszkam w górach? Bo prowadząc ten pensjonat znów czuję, że mam po co żyć. Nieśmiertelność bywa, nużąca mój mąż jest w Tartarze, a moje dzieci mnie ignorują. Czuję się niepotrzebna. Ty mnie szanujesz i traktujesz jak babcię. To chcesz mojej pomocy?
- Eh..no..babciu...jak nam nie pomożesz..to w sumie świata...no..nie ..będzie, więc tak..proszę – wiem wielce inteligentne, ale spróbujcie kiedyś pogadać z boginią to zobaczymy jak wam pójdzie. Rea podniosła się z gracją i otrzepała swoją prostą lnianą koszulę.
- Żegnajcie Herosi – gdy tylko powiedziała te słowa pomieszczenie rozmyło się.Znaleźliśmy się w obozie herosów.
- O kurka, jednak przeżyliście! - wykrzyknął Travis Hood.
- A więc moje dziesięć drachm! - uradował się jego bliźniak Connor.
Rozdział
18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz