piątek, 30 października 2015

Rozdział III - perspektywa Lissy

Nikt nie lubi pożegnań. Każdy człowiek ( i Sadie) tak naprawdę nie umie powiedzieć „żegnaj”. „Do widzenia” i „Do zobaczenia” to tylko słabe zamienniki, których używamy celowo, żeby nie rozstawać się tak naprawdę. Ostatecznie. Bez możliwości powrotu.
Nawet pożegnania z wrogiem. „Jesteś tak samo krzywy jak w dniu, w którym się poznaliśmy”.
„A niech cię stuknie pociąg.”
„A pamiętasz jak...?”
„Tak, nadal mam po tym bliznę!”
Teraz było jeszcze gorzej. Musiałam pożegnać moich przyjaciół.
Nie było, aż tak źle. Przynajmniej mój chłopak nie jest nikim ważnym i go ze sobą nie biorą. Ok, Tom mógłby się wkurzyć. To nie brzmi za dobrze.
Patrzenie jak Percy i Annabeth się żegnają rozdzierało mi serce. Zresztą chyba nie tylko mi. Poznałam po jednej drobnej i naprawdę męskiej (wcale nie szantażowano mnie, żebym podkreśliła te wszystkie ważne okoliczności) łzy Percy'ego. Jego żona dziś tylko raz nazwała go egoistycznym dupkiem. Gdy się od siebie odsunęli, co w tym przypadku oznacza mniej więcej to, że przestali wyglądać tak jak dwa magnes i chwycili się za ręce. Syn Posejdona objął mnie wolnym ramieniem. Żeby nie było z Annabeth uściskałyśmy się kilka sekund później. Teraz powiecie „Ona przecież nigdy nie wyjeżdża!”. Tak, tylko to była bardziej forma ratunku. Po przytuleniu chłopaka albo męża przyjaciółki na jej oczach od razu zrób to samo z nią, gdyż nie zastosowanie się do tego zalecenia zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Potem cofnęła się i przyglądałam się innym członkom wyprawy i tym jak się żegnają z bliskimi. Sadie przytulająca Cartera wyglądała tak jakby chciała go udusić. Moja przyjaciółka w ten właśnie sposób okazuje uczucia. Albo próbuje cię zabić. Zanim się zorientujesz, która z tych rzeczy się dotyczy może być już za późno.
Lena i Nico rozmawiali o czymś. Kiedy dziewczyna zauważyła, że jej brat im się przygląda bohatersko wzięła powietrze w usta, aby uczynić to co doprowadza do szału wszystkich braci. Chociaż to był dość naciągany pocałunek to nie ulega wątpliwości, że namiętny.
Czemu Tom nie ma starszego rodzeństwa, któremu w podobny sposób mógłby robić na złość?
Wiem, co sobie myślicie. Jesteście parą, przecież składasz się w 70% z jego śliny! Błąd. Są dwa powody, które obalają takie stwierdzenia.
Po pierwsze – nie umawiam się z buldogiem.
Po drugie – tu przedstawiam wam krótką listę pocałunków moich i Toma:
1. Nasz pierwszy, podniebny od którego staliśmy się parą
2. Spacer po randce w restauracji
3. Raz, gdy z gracją leciałam na łeb na szyję przed szkołą i w ostatniej chwili mnie złapał
4. Pamiętna noc, kiedy raz zabrał mnie na dach domu brooklińkiego – to dłuższa historia
To głupie, ale nigdy nie mam odwagi, żeby podejść do niego bezceremonialnie i o tak. Pocałować go bez żadnych przeszkód. Tak, jakbym nadal nie do końca wierzyła, że jest mój albo jakby to się niedługo miało zmienić... A co to za ponure myśli? Spójrzmy na to pozytywnie. Jeżeli Chaos zniszczy świat to już nie będzie problemów ekologicznych! Juhu! Nasza atmosfera będzie niezanieczyszczona, bo...już jej nie będzie!
A tak poważnie – już po nas.
Pożegnania się skończyły. Wsiedli na jacht (nie, nie pytajcie mnie się skąd banda nastolatków wytrzasnęła jacht) i odpłynęli.
Następne trzy dni były prawdziwą męką. Znosiliśmy kartony załadowane bronią i układaliśmy to wszystko w ciężarówkach Rzymian. Zadanie samo w sobie nieprzyjemne. Wydaje się jeszcze gorsze, gdy są to przygotowania do walki z Chaosem. W dzień kiedy mieliśmy wyjechać siedziałyśmy z Sadie i Leną. Nic nie mówiłyśmy co było dla nas nietypowe. Dziwną ciszę przerwało przybycie Annabeth. Była blada, zmęczona i nie przypominała w niczym Annabeth.
- Co się dzieje? - wymamrotała niewyraźnie
Sadie odchrząknęła: - Cóż, Chaos przejmuje władzę nad światem, prawdopodobnie wszyscy zginiemy, dzisiaj jest wyprzedaż w...
- Chodziło mi bardziej o to czemu wynosicie cały arsenał obozu. Chcecie go sprzedać na targu czy jak...Chwila, chwila – jej oczy rozbłysły niczym dwa szare reflektory, znów była starą, dobrą sobą. - Wy, idziecie z nim walczyć?
- To jest złe, ponieważ... - nie za bardzo wiedziałam o co chodzi.
- Chcecie mnie tu zostawić – syknęła.
Zdziwiłam się.
- Skąd ten ..aaaa! - popatrzyłam na jej wielki brzuch i to wystarczyło, żebym się zamknęła. Dotychczas nie myślałam o tym, że ciężarna kobieta na polu bitwy to słaby pomysł. - Ty chyba nie chcesz jechać?
Jej wkurzone spojrzenie jasno mówiło: „Domyśl się”. Popatrzyłyśmy po sobie starając się zacząć z nią tą trudną rozmowę w stylu „Zmierz się z rozstępami, a potem z potworami.”
Tylko wtedy przerwał nam wrzask córki Ateny. Okropny krzyk.
- Wahania nastrojów, ale, że aż tak... - mruknęła pod nosem Lena. Po między kolejnymi krzykami Annabeth udało mi się rozszyfrować treść jej wypowiedzi:
- Za AAAAAczęłoooooo sięęęę AAAA!!! - liczba odgłosów jakie przy tym wydała została usunięta.
- Rozwolnienie? - strzelała Lena.
- Międzynarodowy dzień krzyku? - dorzuciła Sadie.
- Poród – podsunęłam. Chwyciwszy się za brzuch potwierdziła moją teorię.
- Będę ciocią? - krzyknęła Lena – O bogowie, będę ciocią?!
- Co robić? - rzuciłam pytanie w pustą przestrzeń. Annabeth zwijała się z bólu. Lena w transie powtarzała, że będzie ciocią. A Sadie, tak, pusta przestrzeń to idealne określenie dla jej mózgu. Jednak to ona mi odpowiedziała.
- Spokojnie, pomagałam już w porodzie hipopotamicy. Potrzebuję siekierę, worek na śmieci...
- NIEEEEE!!! - ryknęła Annabeth i wróciła do krzyczenia.
- Sadie!!! - zdenerwowałam się.
- No, co! Myślałam, że jak ją przestraszę to, że jej przejdzie...
- Sadie, to dziecko nie czkawka – nie byłam jakimś specjalistą, ale to jedno akurat wiedziałam.
- Masz jakiś lepszy pomysł? - burknęła. Tak, właściwie to miałam. Zrobiłam dokładnie to co w przypadku potworów.
Dałam nogę. Biegnąc jak opętana przez obóz w stronę domku Apolla ogłosiłam, chyba wszystkim herosom:
- Annabeth Chase rodzi!!!

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Jak zwykle uśmiałam się:D Nawet do łez XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doprowadzam ludzi do łez, chyba najlepiej będzie jeśli uznam to za komplement XD
      Dziękuję :D

      Usuń
  2. Boże.... Duszę się że śmiechu, genialnie!!!!!!!! M:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłaby taka pewną :D O jaaa genialny, super świetny rozdział ;) uśmiałam się jak nwm co ;D tylko czemu taki krótki?;( (mi zawsze coś nie pasuje) A.

    OdpowiedzUsuń
  4. super!!! jeden z najzabawniejszych rozdziałów ostatnio, nadal ryczę ze śmiechu ;) rozdział świetny, tylko ta scena z porodem trochę naciągana, ale trudno ci się dziwić w końcu nigdy nie odbierałaś porodu (chyba ;) ) masz zamiar w końcu wprowadzić Magnusa? Jak już mówiłam ja jestem za :) nawet już wyobrażałam sobie jego spotkanie z Percym <3 Ann nie mówi mu, że Magnus ma przyjechać i on chce wejść do obozu, ale Percy go zatrzymuje... itd. ale, pewnie twoja wizja jest równie genialna :* . Czekam na next. Mam nadzieję, że będzie dłuższy
    Trzymam kciuki -K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne, naprawde miło się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy blog 4ever!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj piątek! :D Czekam z niecierpliwością XD A.

    OdpowiedzUsuń