Każdy z nas musi stoczyć jakąś walkę. Zwłaszcza, gdy jesteś herosem w trakcie misji. Jason walczył z wifi, Nico o dostawę słodyczy do mini – barku, ja z kacem, a Carter z chęcią pozabijania nas wszystkich.
- Bogowie, nie rozumiem jak można się tak schlać – potrząsnął ze złością głową i pociągnął mocny łyk ze swojego kieliszka. Popatrzyłem na niego z szacunkiem. Spacerował po pokoju tam...i właściwie przy tylu promilach to już było osiągnięcie.
- Nie rozumiem jak można tyle chlać i się nie schlać – tak ta wypowiedź brzmiała w mojej głowie, ale nie wiem co właściwie wyszło z moich ust. Nico rzucił słuchawką o ścianę. Natomiast Jason wkładał całe serce i duszę w znalezienie w odmętach internetu jakiś wiadomości pomocnych nam w znalezieniu nordyckich bogów. Wpadł na świetny pomysł, żeby zwiększyć obroty powiększając ilość wciskanych klawiszy. Jego głowa z donośnym plaśnięciem uderzyła w klawiaturę.
- Nawet jeśli ich znajdziemy, to skąd pewność, że nam pomogą – wymamrotał niewyraźnie syn Hadesa.
- Noooboooo... – z tą krzepiącą i pocieszającą argumentacją padłem twarzą w poduszkę, która była leżała na podłodze tuż obok ściany. Podobnie jak moje wymiociny chwilę potem. Nie byłem pewien czy to Jason polał moją bluzę wodą czy może po prostu sam ją wyplułem...To tłumaczyło dlaczego tylko tą część garderoby miałem mokrą , a nie na przykład włosy. Kręciło mi się w głowie, byłem mokry i śmierdziałem jak nigdy...no, nie może przesadzam, ale jednak nie pachniałem najładniej...ale wiedziałem co robić. A to zdarza się rzadko.
- Percy wszystko w porządku? - Nico klepnął mnie w łopatkę. Chyba chciał powiększyć ilość przetworzonego alkoholu na dywanie.
- Myślę.. - powiedziałem wyjątkowo wyraźnie, bo można było to już w sumie uznać za mowę.
- Myślisz? - powtórzył Jason – Ej, chłopaki z nim jest serio niedobrze...Au!!
- Słuch mam w porządku – warknąłem do syna Zeusa, który rozmasowywał sobie głowę.
- Pięść też – Nico zachichotał.
- Musimy iść tam – wskazałem na ścianę.
- Chłopie, przyhamuj – syn Hadesa nieco spoważniał – Obiecałem Lenie, że nie będę bez niej rozwalał żadnych ścian.
To zaczynało robić się denerwujące. Nie sądziłem, że na maksa nawalony posiadam taką jasność umysłu. W każdym razie lepszą niż Nico na słodyczowym haju z głupawką w zestawie.
- Pójdziemmmy..tamtędy – wskazałem na drzwi.
- O wyważaniu drzwi chyba nie wspominała...
Jason, który po spotkaniu z moim prostym sierpowym chyba otrzeźwiał (swoją drogś niezły sposób, powiem go Annabeth, podejrzewam ją w duchu o pisanie poradnik „Pijany Percy, czyli 101 prawie humanitarnych sposobów na męża”) szybciej niż chłopak mojej siostry załapał o co chodzi. Ja niestety nie złapałem jego załapania. Syn Zeusa otworzył drzwi, a ja z rozpędu zaryłem nosem w hotelową wykładzinę. Nie jest mitem, że dywany w hotelu są czyste. Nie polecałbym jednak przechodzenia na dietę odkurzacza. Aż tak czysto tam nie ma. Kiedy już zostałem postawiony do pionu zauważyłem, że Nico jak ja wcześniej pobladł i oparł się czoło na ścianie.
- Ty też to czujesz? - położyłem mu dłoń na ramieniu. Na potwierdzenie moich słów pozieleniał.
- Inny świat – pokiwał głową Carter.
- Inne potwory – dodał Jason.
- Inni bogowie – podsumowałem...
…
- Bałagan taki sam.
Staliśmy w ogromny, przestronnym i bogatym wnętrzu, które było chyba tak drogie jak brudne. Pościel na łóżku wodnym świetnie współgrała z sosem do Pizzy jak i z samą pizzą.
To zielone to oliwki, Percy. Tak, to na pewno oliwki. Na pewno.
Oprócz tego po podłodze walały się ciuchy (sugerujące, że mieszkańcem jest jakiś nieszczególnie dbający o elegancję typek, poczułem się jakbym oglądał własny pokój lustrze ukazującym nieco bogatszą rzeczywistość), a wyspane chipsy tworzyły zgrabny szlaczek pomiędzy nimi. Nico zajął się minbarkiem mówiąc coś o bogach, którzy się kamuflują jako jedzenie. Jason patrzył się w plazmę z prawdziwą czcią. Miałem ochotę do niego dołączyć, ale Carter pociągnął mnie w stronę stołu upchanego gdzieś w kącie. On zwrócił uwagę na wielką książkę z kolorowymi obrazkami i małą ilością tekstu (ulubiony gatunek literacki wszystkich dyslektyków), ale mój wzrok przykuła kartka wciśnięta między tylne strony. Wysunąłem ją i rozwinąłem. W miarę jako tako wygładziłem. Coś mnie tknęło, gdy zobaczyłem ładne, zgrabne pismo – myślałem po prostu, że to przez to, że ten gościu nie wyglądał na speca od kaligrafii. Ha! Miałem rację, swój pozna swego. To był list do hodowcy pleśni na pizzy. Zagłębiłem się w jego treść:
„Kochany Mangusie! (dłuższą chwilę zajęło mi odkrycie, że to zwrot do niejakiego Magnusa, a nie mangusa)
Czemu nie odpowiadasz na mój list? Mam nadzieję, że nic cię nie zjadło. Mnie jak dotąd nie. Chwila, czekaj...A nie, to nie potwory. Mój mąż śpiewa pod prysznicem – fałszywy alarm. Żyjesz? Jak się masz? Wszystko w porządku? Nie piszę tego tylko, dlatego że potrzebuję twojej pomocy. Piszę głównie dlatego. Magnusie ty i ta twoja banda (przyjaciół) są nam potrzebni, bo...to nie tylko nasz problem. Jeżeli Chaosu...nie, nie jeżeli. Chaos zaatakuje nas. I na tym nie poprzestanie. Ruszy na górę Tam, dom życia i Asgard, również. Nie licz, że kuponem do knajpy z falafelami zmienisz jego zdanie. Może nas niszczyć po kolei niczym nic nie znaczące mrowiska. Deptać nas pojedynczo. Możemy poddać się i i zginąć podzieleni. Albo zjednoczyć siły i chociaż spróbować wygrać. Ja mam o co walczyć, Magnusie. Między innymi o ciebie. A ty? Wiem, że tak.
Do zobaczenia wkrótce albo nigdy
Twoja
Annabeth Chase”
Imię i nazwisko. Znałem je na pamięć. Tak jak szare oczy i złote loki. Dlaczego więc je czytałem raz po raz i nie mogłem uwierzyć? Ah, tak. Moja Annabeth pisała do jakiegoś obcego faceta. Nie, żeby mi taka sytuacja przeszkadzała. Przecież moja żona często to robi, pisuje do obcych facetów. Pisma urzędowe. A ten gości nie wygląda mi na urzędnika...W dodatku cały ten list jest taki no...widać, że zależy jej na odbiorcy...
Prawie tak jak mi na niej.
- Chłopaki – usłyszałem zduszony głos – Nico – Chyba nie jesteśmy tu mile widziani.
Podniosłem wzrok znad karki. Z ciemności w kącie pokoju spoglądały na mnie świecące, niebieskie oczy.
Od tej pory ja cię już nie uwielbiam, ja od teraz cię kocham. Uśmiaĺam się do łez. Geniuszem przewyższasz już nawet wujcia Ricka. Oddaje pokłony..... M;);););)
OdpowiedzUsuńIiiiiiiiiii!!!!! kocham cię! dzisiaj zwięźle, bo nie ,mam czasu i sory, że musiałaś tyle czekać na komentarz. O bogowie! To było po prostu boskie. Ta końcówka - oby całe opowiadanie działo się na takim poziomie. Serio, to jeden z twoich najlepszych rozdziałów. Pisz szybko, szybko i weeny. Bitwa Percy vs Magnus, to fragment idealny. Już nie mogę się doczekać nextu! I wściekłość Percyego. Bo on myśli, że ona go zdradza, nie? Wiem, że bez ładu i składu, ale serio - podjarałam się.
OdpowiedzUsuń-K.