piątek, 12 czerwca 2015

Epilog Serii II

Percy
Obudziłem się w obozie herosów w domku Posejdona. Na sąsiedniej koi Lena wciąż chrapała donośnie. Ale, gdy mówię donośnie mam naprawdę na myśli DONOŚNIE. Poważnie, widziałem w życiu wiele potworów, ale moja śpiąca siostra rozwalona na łóżku,chrapiąca i śliniąca pościel oraz poduszki z pewnością nie mieści się skali okropności. Dobra, może trochę przesadzam. Jest na pograniczu.
Przeczesałem ręką rozczochrane włosy i rozejrzałem się sennie po pokoju. Elegancki ciemno – granatowy garnitur powieszony na klamce szafy przypomniał mi wszystko.
Jęknąłem. A więc to dzisiaj ślub. Bo widzicie my z Annabeth jesteśmy już małżeństwem, ale tylko my i Lena byliśmy świadkami całego zdarzenia. W sensie nie do końca, jednak wiadomo o co chodzi. I genialne oraz niezwykle kochane córeczki Ateny wpadły na inteligentny pomysł, zaraz po naszym powrocie z misji, że można zorganizować ceremonię i powtórny ślub tym razem udzielony przez kogoś bardziej kompetentnego ( cokolwiek to do jasnej cholery znaczy) niż Lena. Zadecydowano (oczywiście beze mnie, chyba myśleli „jej załatwmy wszystko za Percy'ego, ryby i idioci głosu nie mają”), że będzie to Chejron. Więc ślub miał się odbyć dzisiaj. Wyjaśnię dla tych, którzy nie pojmują dlaczego jestem na maksa zirytowany i przerażony. Otóż w mojej definicji słowo „ślub” równa się z publicznym wystąpieniem, a gdy dodatkowo występuje ono z przyimkiem (czy co to tam jest) „mój” w wolnym tłumaczeniu zwrot ten oznacza „ publiczny występ bardzo i to bardzo kompromitujący pana młodego”. W dodatku miał to być ślub z weselem co oznacza, że będę musiał zatańczyć choć jeden taniec. I niestety nie będzie nim ani macarena ani kaczuszki.
Opuściłem domek Posejdona i udałem się nad jezioro. Musiałem koniecznie popływać.

- Już czas – oznajmiła Lena zerkając na zegarek. Zabrzmiało to tak jakby miała zaprowadzić mnie na ścięcie, a nie ołtarz. Chyba ona jedyna rozumiała moje obawy i brała je na poważnie. Przed wyjściem zerknąłem w lustro.
- Wyglądam jak pajac – mruknąłem do niej, gdy równym marszem podążaliśmy przez obóz.
- Nie przejmuj się, to akurat nic odbiegającego od normy – odparowała szeptem. Miałem ochotę jej przyłożyć, ale musiałem się powstrzymać, bo właśnie wszyscy goście zwrócili głowy w naszą stronę. Pan młody szamoczący się z jedną z druhen nie byłby chyba najlepiej spostrzegany.
Ślub miał się odbyć na pomoście wysuwającym się w obozowe jezioro. Dekoracja była wykonana z lilii wodnych i zawierała morskie elementy. To nawiązanie do moich korzeni dodało mi trochę otuchy. Może nie będzie aż tak źle? Zająłem swoje miejsce na prawo od stojącego już Chejrona. Lena dołączyła do Lissy i Sadie, które też zostały druhnami. No dobra. Wobec tego może nie tylko ja będę pośmiewiskiem dzisiejszego dnia.
Odwróciłem się w stronę zgromadzonych gości. Wśród znajomych twarzy obozowiczów dostrzegłem moją mamę i Paula stojącą w pierwszym rzędzie. Obok niej byli macocha i przyrodni bracia Annabeth. Znak, że jej ojciec z San Francisco już też przyjechał. Co oznacza, iż za chwilę Annabeth zostanie przyprowadzona do ołtarza przez pana Chase'a. Serce podeszło mi do gardła. Rozum radził mi „stój spokojnie, dasz radę”, ale instynkt przetrwania krzyczał „wiej stary póki możesz!”. Patrząc na złośliwe twarze sióstr Annabeth miałem na to przemożną chęć. Jednak wytrzymałem. Gdy rozległy się pierwsze dźwięki marsza weselnego poczułem, że było warto czekać. Annabeth wkroczyła z gracją pod ramię z panem Chasem. Nieważne jak bardzo nie lubiłbym Caroline, musiałem przyznać, że suknia jaką wykonała była arcydziełem. Powiedział to modowy analfabeta. Ale to nie na ubranie patrzyłem tylko na twarz mojej ukochanej. Jej piękne oczy i wesoły choć nieco nieśmiały uśmiech przykuwał całą moją uwagę. Nic innego się nie liczyło. Tylko to, że byliśmy tu razem. Już na zawsze.
Nie pamiętam do końca słów przysięgi. Chyba trochę się jąkałem i prawdopodobnie nie zrozumiano połowy mojego romantycznego stękania. Dopiero po słowach „możecie się pocałować trochę” otrzeźwiałem. Była to z pewnością najprzyjemniejsza część. W końcu nadszedł czas na wesele. Poznoszono stoły i rozpalono wielkie ognisko. I trzeba było tańczyć.
- Wiesz, że taniec ze mną kończy się kalectwem? - ostrzegłem moją dzie...przepraszam, żonę prowadząc ją na parkiet.
- Nasz pierwszy taniec może się okazać ostatnim – uśmiechnęła się kpiąco.
- Lepiej bym tego nie ujął – przyznałem.
- Trudno. Zaryzykuję, glonomóżdżku.
Objąłem ją w tali i zaczęliśmy powoli kołysać się w rytm jakiejś pieśni w wykonaniu dzieciaków od Apollina. Szło mi nie najgorzej. Nogi mojej małżonce podeptałem tylko jakieś dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy. Wreszcie muzyka zmieniła się i Annabeth zlitowała się nade mną i nad swoimi stopami.
- Możesz usiąść. Ja potańczę sobie z Leną i Thalią.
Porucznik łowczyń i moja siostra skakały obok siebie wymachując dziko rękami. Lena znalazła sobie najwyraźniej nową przyjaciółkę. Po chwili do ich dzikich drygów dołączyła Annabeth. Usiadłem więc wygodnie przy stoliku i zająłem się o wiele ciekawszymi rzeczami niż taniec. Konkretnie – jedzeniem. Muzyka leciała, dużo osób tańczyło w najlepsze, a bracia Hood zwijali pozostałym gościom drobniaki z kieszeni.
Tą miłą atmosferę przerwało nagle zamieszanie w środku tańczących. Rozległ się huk, okrzyki, a gdy te ucichły Annabeth powiedziała z niedowierzaniem:
- Mamo?
Rzeczywiście. Pośrodku obecnie rozpierzchłego i kłaniającego się tłumu stała Atena. Bogini była ubrana w pełną zbroję. Mogłem z góry i z przerażeniem założyć się o sto złotych drahm, że w takim stroju nie przyjechała złożyć córce życzeń. Raczej rozmówić się z szwagrem.
- Po co przyjechałaś, pani? - zapytała Annabeth. Bogini minęła ją bez słowa ignorując jej pytanie. Właśnie wzbogaciłem się o sto drahm. Atena zmniejszyła dzielącą nas odległość dwoma długimi krokami. Następnie bezceremonialnie chwyciła mnie za gardło. Tak, ona z pewnością nie chciała powitać mnie w rodzinie.
- Ty. Bezczelna. Kupo. Glonów – wycedziła teściowa – Jak mogłeś, po tym wszystkim co ci wyjawiłam. Ty egoisto. Chcesz ją skrzywdzić? Wiedziałam, że synalek Posejdona nie może pokochać naprawdę...
Wykwiczałem coś nie wyraźnego, iż postaram się nie mieć dzieci, ale naprawdę średnio zrozumieć człowieka, któremu brakuje tlenu.
- Dość! - Annabeth rozdzieliła nas. Poczułem niewysłowioną wdzięczność, bo jeszcze trochę i bym się udusił. Dopiero, gdy wylądowałem na ziemi uświadomiłem sobie, że ręka Ateny unosiła mnie w powietrzu. Zakasłałem. Tymczasem córka Ateny wykłócała się z nią.
- I daj nam wreszcie spokój, matko! - zakończyła groźnie.
- Myślałam, że mogę ci zaufać chłopcze. - rzuciła żałośnie zza ramienia córki. Zniknęła.
- Wszystko, dobrze? - przyklękła przy mnie i z niepokojem zmarszczyła brwi. Skinąłem głowę masując sobie gardło. Wesele trwało dalej.
W pewnym momencie Annabeth wymknęła się w stronę lasu. Wiedziałem o co jej chodzi. Zakradając się za nią po drodze wstąpiłem do domku Ateny i wziąłem to co było trzeba. Podszedłem do niej od tyłu. Siedziała na starym zwalonym drzewie. Białą suknię ślubną podciągnęła do kolana. Szpilki zostały wrzucone w trawę, a ona rozmasowywała sobie zaczerwienione stopy.
- Mam coś dla siebie – wyciągnąłem w jej stronę trampki. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Mój bohaterze.

Staliśmy wtuleni w siebie nad jeziorem. W oddali paliło się ognisko. Nawet tu było słychać śmiechy i muzykę.
- Jak myślisz, co przyniesie jutro? - spytała cicho i nieco sennie.
- Wojnę, śmierć, potwory.. - zacząłem wyliczać.
Westchnęła.
- Bałam się, że to powiesz.
- Nie będzie aż tak źle – pocieszyłem ją.
- Dlaczego? - miałem wrażenie, że jej szare oczy przeszywają mnie na wylot.
- Bo będę przy tobie.
Jej dłoń wsunięta w moją powiedziała mi, że ona przy mnie też.
.........................................................................................
Hej! Jak widzicie - oto i epilog, ale dopiero drugiej serii! Pomęczę więc was jeszcze trójką i czwórką ;) To jeszcze nie koniec, pierwszy rozdział trzeciej serii za tydzień

5 komentarzy:

  1. Po prostu cudowne. Brak mi słów. Jestem zachwycona, a ty Aria jesteś zajebista. Oby tak dalej. Gorące pozdrowienia M;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Cudowny! Słodki! Nie mogę się doczekać kolejnej serii!!! ( mam nadzieję że rozdziały będą z punktu Annabeth i Perciego

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega ! Super piszesz . W dwa dni przeczytałam obydwie serie . Nie mogę się doczekać następnej serii . MS

    OdpowiedzUsuń
  4. Buuuuu! Kiedy next, tak z ciekawości? M =D

    OdpowiedzUsuń