piątek, 17 lipca 2015

Rozdział III

Domek Hadesa (chociaż nazywanie go domkiem było czymś takim jak określenie domu strachów chatką Puchatka) był mrocznym, położonym nieco na uboczu budynkiem. Ściany wykonano z ludzkich czaszek, a drzwi z płyty nagrobnej. Dach miał postać grubych, czarnych kości. Może nie był to bezpośredni symbol śmierci, ale niósł ze sobą pewien przekaz. „Spróbuj mnie dotknąć, a skończysz jako nowy materiał budowlany”. Jedyną rzeczą, którą można by uznać za optymistyczną były posadzone przez Hazel, córkę Plutona rzymskiego odpowiednika Hadesa, białe konwalie. Ale kto wie. Może, żeby nie odbiec tematyką od cmentarzy, kwiaty miały naturalny nawóz z trupów? Thalia nie zdenerwuj się – czemu ludzie zazwyczaj od tych słów zaczynają rozmowę ze mną? - Ale jakiej pomocy szukasz? Tu nikt nie mieszka. Lena zmarszczyła lekko czoło. - Czy ty chcesz coś stąd zabrać? - zastanowiła się na głos. - Nie, muszę z kimś pogadać – odparłam krótko i zdecydowanie, ale w głowie wciąż rodziły się nowe wątpliwości. Jeszcze mogłam się wycofać... - Pogadać – powiedziała przeciągle siostra Percy'ego – Niech zgadnę. Przy użyciu kultury i dobrego zachowania – mówiąc to zaprezentowała dłonie prawidłowo zaciśnięte w pięści – chcesz kogoś przekonać do swoich racji? Roześmiałam się. Coraz bardziej zaczynałam lubić tą małą. - No, dobra. To może być lekki szantaż – widząc jej triumfalny i złowieszczy uśmiech dodałam – W planach mam spokojne negocjacje, ale to w moim przypadku jakoś nigdy nie wypala. - Rozumiem twój ból – uśmiechnęła – To jak wchodzimy? Nie ma odwrotu, Thalia, pamiętaj. Nie ma odwrotu, nie ma odwrotu, nie ma odwrotu... Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Chłopak, który na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się gwałtownie w naszą stronę, idealnie pasował do otoczenia. A może na odwrót? Spod prostej, ciemnej grzywki włosów spoglądały ciemno–brązowe oczy. Były nawet ładne nie licząc na fioletowe cienie pod nimi. Na mój widok w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju żalu. W końcu byłam przy śmierci jego siostry, Bianci. - Thalia – stwierdził chłodnym tonem, a następnie zerknął krótko na Lenę – i...jakieś dziecko. - Posłuchaj, ty... - warknęła Lena, ale przerwałam jej szybko: - Nico, musimy porozmawiać. Chodzi o … - Jak mnie chciałaś nazwać, maluszku? - zainteresował się syn Hadesa, tym razem zatrzymując na niej wzrok na dłużej. Dziewczyna zasyczała. Chyba powinnam się zacząć o nią martwić. I o powodzenie mojego planu. - Niewiedza jest czasami błogosławieństwem – powiedziałam zagłuszając przy okazji Lenę, która już szykowała obelgę – Wracając. Potrzebuję twojej pomocy. Muszę dostać się do podziemia, a sam najlepiej rozumiesz, że nie wielu tam przeżyje, to znaczy teoretycznie nieżywi tam żyją, miałam na myśli, że nie żyją, to znaczy tam żyją, ale przecież tak naprawdę nie żyją, bo są...no...martwi. Wiecie o co mi chodzi! Potrzebuję, w każdym razie, przewodnika i uznałam, że najlepiej się do tego na...W sensie miałam namyśli... - Że najlepiej się do tego nadaję? - domyślił się smętnie. Chciałam go jakoś zapewnić, że nie to miałam na myśli, że niedelikatnie to ujęłam . Ale to ja byłam niedelikatna. Nie byłam najlepszą osobą do przepraszania. Nico chyba znał mnie dobrze, bo nie czekał na żadne prośby o wybaczenie. - Ten dzieciak z nami idzie? Zawahałam się nad odpowiedzią. Jeszcze nie rozstrzygnęłam w myślach w kwestii czy Lena pójdzie ze mną do podziemia. Ale ona nie miała takiego dylematu. - Oczywiście, dziadziu – odparła i wydeklamowała jadowicie wiersz, na cześć Nico - Syn Hadesa jest przygłupem, Jeszcze słowo – będziesz duchem, Śmierdzisz i tak zgniłym trupem. - No, proszę. Nawet rymowanki w przedszkolu cię nauczyli – zakpił. Hm. Coraz gorzej. - Zazdrościsz? Marnujesz się w tym domu starców. Nico prychnął. - Z morza wyszła wielka panna Z nosa cieknie jej fontanna Oprócz smarków jedzie też, Lepiej capi zgniły śledź. Zanim zdążyłam rozważyć czy udusić Lenę, Nico czy może obu naraz, żeby powstrzymać dalszą katastrofę dziewczyna już zaczęła kontratak. - Ty za to śmierdzisz jak gnój, nic dziwnego skoro niezły z ciebie... - Nie kończ – zatkałam usta córce Posejdona. Domyślałam się jaki rym ma zamiar użyć. Korzystając z zahamowania potoku słów Leny, zwróciłam się do syna Hadesa:: - Nico, pomożesz? Nadal wpatrywał się w Lenę. Miał taką minę jakby zastanawiał się czy poleci jej piana z ust jak przy klasycznej wściekliźnie czy może jednak obejdzie się bez tego. - Chodzi ci o to czy narażę się na gniew mojego ojca, który tak na marginesie jest potężnym i okrutnym bogiem śmierci, tylko i wyłącznie po to, żeby pomóc wam w jakiś brudnych sprawkach na terenie jego królestwa, swoją drogą jeszcze bardziej niebezpiecznego niż jego władca? - Mniej więcej. Zamyślił się chwilę wystukując jednocześnie butem jakiś rytm. - Mam tylko jeden warunek. Zaknebluj to dziecko czy coś. - Sam się zaknebluj ty... - Leny Jackson nie można za długo powstrzymywać od gadania. Wymierzyłam jej „przypadkowy” cios łokciem. - Zgadzasz się? - zdziwiłam się. Wzruszył ramionami. - I tak zapowiadał mi się nudny weekend. Zaczął się rozglądać po pokoju. - Idziemy? Jego wzrok natrafił na sztylet, który Lena miała przypasany do biodra. - Pożyczę twoją zabawkę. Jeśli pozwolisz. Siostra Percy'ego zerknęła na mnie jakby oczekując podpowiedzi i instrukcji czy ma posłuchać. Skinęłam lekko głową. Nie byłam pewna co on kombinuje, ale za chwilę w sumie i tak się dowiemy do czego mu to potrzebne... Wymamrotała jakąś klątwę czy coś i podał mi sztylet. - Wbij to w serce. ...chociaż jednak wolałabym tego nie wiedzieć. - Słucham? Nico, nie chciałabym cię urazić, ale czy ty do cholery zwariowałeś? W odpowiedzi przewrócił jedynie oczami. - Nie umrzesz. Przeżyjesz śmierć kliniczną. - Co??? - Lena też nie wyglądała na zachwyconą – Od razu wiedziałam, że masz nie po kolei w głowie! Nico zignorował ją. - Zakładam, że chcecie dostać się tam niezauważone. Dusze, które są w trakcie tak zwanej śmierci klinicznej mogą swobodnie spacerować po podziemiu i zostać niezauważone. No, chyba, że się naprawdę bardzo postarają zakłócić spokój – wyjaśnił. Spojrzałam na niego. Może nie był ideałem dobra, wręcz przeciwnie, ale ufałam mu. Wzięłam sztylet z jego wyciągniętej dłoni. - Ok, zrobię to. W końcu już raz umierałam, nie? Właśnie, Thalia, czym tu się martwić? W końcu trening czyni mistrza. Pchnęłam się nożem. Domek Hadesa (chociaż nazywanie go domkiem było czymś takim jak określenie domu strachów chatką Puchatka) był mrocznym, położonym nieco na uboczu budynkiem. Ściany wykonano z ludzkich czaszek, a drzwi z płyty nagrobnej. Dach miał postać grubych, czarnych kości. Może nie był to bezpośredni symbol śmierci, ale niósł ze sobą pewien przekaz. „Spróbuj mnie dotknąć, a skończysz jako nowy materiał budowlany”. Jedyną rzeczą, którą można by uznać za optymistyczną były posadzone przez Hazel, córkę Plutona rzymskiego odpowiednika Hadesa, białe konwalie. Ale kto wie. Może, żeby nie odbiec tematyką od cmentarzy, kwiaty miały naturalny nawóz z trupów? Thalia nie zdenerwuj się – czemu ludzie zazwyczaj od tych słów zaczynają rozmowę ze mną? - Ale jakiej pomocy szukasz? Tu nikt nie mieszka. Lena zmarszczyła lekko czoło. - Czy ty chcesz coś stąd zabrać? - zastanowiła się na głos. - Nie, muszę z kimś pogadać – odparłam krótko i zdecydowanie, ale w głowie wciąż rodziły się nowe wątpliwości. Jeszcze mogłam się wycofać... - Pogadać – powiedziała przeciągle siostra Percy'ego – Niech zgadnę. Przy użyciu kultury i dobrego zachowania – mówiąc to zaprezentowała dłonie prawidłowo zaciśnięte w pięści – chcesz kogoś przekonać do swoich racji? Roześmiałam się. Coraz bardziej zaczynałam lubić tą małą. - No, dobra. To może być lekki szantaż – widząc jej triumfalny i złowieszczy uśmiech dodałam – W planach mam spokojne negocjacje, ale to w moim przypadku jakoś nigdy nie wypala. - Rozumiem twój ból – uśmiechnęła – To jak wchodzimy? Nie ma odwrotu, Thalia, pamiętaj. Nie ma odwrotu, nie ma odwrotu, nie ma odwrotu... Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Chłopak, który na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się gwałtownie w naszą stronę, idealnie pasował do otoczenia. A może na odwrót? Spod prostej, ciemnej grzywki włosów spoglądały ciemno–brązowe oczy. Były nawet ładne nie licząc na fioletowe cienie pod nimi. Na mój widok w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju żalu. W końcu byłam przy śmierci jego siostry, Bianci. - Thalia – stwierdził chłodnym tonem, a następnie zerknął krótko na Lenę – i...jakieś dziecko. - Posłuchaj, ty... - warknęła Lena, ale przerwałam jej szybko: - Nico, musimy porozmawiać. Chodzi o … - Jak mnie chciałaś nazwać, maluszku? - zainteresował się syn Hadesa, tym razem zatrzymując na niej wzrok na dłużej. Dziewczyna zasyczała. Chyba powinnam się zacząć o nią martwić. I o powodzenie mojego planu. - Niewiedza jest czasami błogosławieństwem – powiedziałam zagłuszając przy okazji Lenę, która już szykowała obelgę – Wracając. Potrzebuję twojej pomocy. Muszę dostać się do podziemia, a sam najlepiej rozumiesz, że nie wielu tam przeżyje, to znaczy teoretycznie nieżywi tam żyją, miałam na myśli, że nie żyją, to znaczy tam żyją, ale przecież tak naprawdę nie żyją, bo są...no...martwi. Wiecie o co mi chodzi! Potrzebuję, w każdym razie, przewodnika i uznałam, że najlepiej się do tego na...W sensie miałam namyśli... - Że najlepiej się do tego nadaję? - domyślił się smętnie. Chciałam go jakoś zapewnić, że nie to miałam na myśli, że niedelikatnie to ujęłam . Ale to ja byłam niedelikatna. Nie byłam najlepszą osobą do przepraszania. Nico chyba znał mnie dobrze, bo nie czekał na żadne prośby o wybaczenie. - Ten dzieciak z nami idzie? Zawahałam się nad odpowiedzią. Jeszcze nie rozstrzygnęłam w myślach w kwestii czy Lena pójdzie ze mną do podziemia. Ale ona nie miała takiego dylematu. - Oczywiście, dziadziu – odparła i wydeklamowała jadowicie wiersz, na cześć Nico - Syn Hadesa jest przygłupem, Jeszcze słowo – będziesz duchem, Śmierdzisz i tak zgniłym trupem. - No, proszę. Nawet rymowanki w przedszkolu cię nauczyli – zakpił. Hm. Coraz gorzej. - Zazdrościsz? Marnujesz się w tym domu starców. Nico prychnął. - Z morza wyszła wielka panna Z nosa cieknie jej fontanna Oprócz smarków jedzie też, Lepiej capi zgniły śledź. Zanim zdążyłam rozważyć czy udusić Lenę, Nico czy może obu naraz, żeby powstrzymać dalszą katastrofę dziewczyna już zaczęła kontratak. - Ty za to śmierdzisz jak gnój, nic dziwnego skoro niezły z ciebie... - Nie kończ – zatkałam usta córce Posejdona. Domyślałam się jaki rym ma zamiar użyć. Korzystając z zahamowania potoku słów Leny, zwróciłam się do syna Hadesa:: - Nico, pomożesz? Nadal wpatrywał się w Lenę. Miał taką minę jakby zastanawiał się czy poleci jej piana z ust jak przy klasycznej wściekliźnie czy może jednak obejdzie się bez tego. - Chodzi ci o to czy narażę się na gniew mojego ojca, który tak na marginesie jest potężnym i okrutnym bogiem śmierci, tylko i wyłącznie po to, żeby pomóc wam w jakiś brudnych sprawkach na terenie jego królestwa, swoją drogą jeszcze bardziej niebezpiecznego niż jego władca? - Mniej więcej. Zamyślił się chwilę wystukując jednocześnie butem jakiś rytm. - Mam tylko jeden warunek. Zaknebluj to dziecko czy coś. - Sam się zaknebluj ty... - Leny Jackson nie można za długo powstrzymywać od gadania. Wymierzyłam jej „przypadkowy” cios łokciem. - Zgadzasz się? - zdziwiłam się. Wzruszył ramionami. - I tak zapowiadał mi się nudny weekend. Zaczął się rozglądać po pokoju. - Idziemy? Jego wzrok natrafił na sztylet, który Lena miała przypasany do biodra. - Pożyczę twoją zabawkę. Jeśli pozwolisz. Siostra Percy'ego zerknęła na mnie jakby oczekując podpowiedzi i instrukcji czy ma posłuchać. Skinęłam lekko głową. Nie byłam pewna co on kombinuje, ale za chwilę w sumie i tak się dowiemy do czego mu to potrzebne... Wymamrotała jakąś klątwę czy coś i podał mi sztylet. - Wbij to w serce. ...chociaż jednak wolałabym tego nie wiedzieć. - Słucham? Nico, nie chciałabym cię urazić, ale czy ty do cholery zwariowałeś? W odpowiedzi przewrócił jedynie oczami. - Nie umrzesz. Przeżyjesz śmierć kliniczną. - Co??? - Lena też nie wyglądała na zachwyconą – Od razu wiedziałam, że masz nie po kolei w głowie! Nico zignorował ją. - Zakładam, że chcecie dostać się tam niezauważone. Dusze, które są w trakcie tak zwanej śmierci klinicznej mogą swobodnie spacerować po podziemiu i zostać niezauważone. No, chyba, że się naprawdę bardzo postarają zakłócić spokój – wyjaśnił. Spojrzałam na niego. Może nie był ideałem dobra, wręcz przeciwnie, ale ufałam mu. Wzięłam sztylet z jego wyciągniętej dłoni. - Ok, zrobię to. W końcu już raz umierałam, nie? Właśnie, Thalia, czym tu się martwić? W końcu trening czyni mistrza. Pchnęłam się nożem.

2 komentarze:

  1. Fajnie. :-)
    PannaAnna2000

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominuję cię do LBA.
    Szczegóły tutaj :
    http://jess-i-jej-dziwne-zycie.blogspot.com/2015/07/liebster-awards-2.html?m=1

    OdpowiedzUsuń