niedziela, 2 sierpnia 2015

Epilog - Koniec misji, początek wojny, - Perspektywa Lissy i Leny

    Epilog
Wciągu tych dwóch tygodni w obozie herosów poczułam się jak jedna z nich. Znienawidziłam ściankę wspinaczkową, pokochałam bitwy o sztandar i nauczyłam się nie przyjmować prezentów od braci Hoodów...Za wszelką cenę unikałam Toma. Za każdym razem, gdy na niego spojrzałam przypominało mi się jak całował Lucynę...
Leżałam na swoim łóżku w domku Afrodyty słuchając Taylor Swift. Kretynka, która pisze o swoich nieudanych związkach. Rozważam czy nie napisać do niej na twitterze:”Witaj w klubie Tay, ja nadal myślę o moim niedoszłym byłym”.
Byłabym twoją Julią” - rozbrzmiewało w moich słuchawkach. Nie myśl o Tomie, jego prostym nosie, szarych oczach, słonecznym uśmiechu...
  • Do cholery, czemu ja go nadal kocham?! - cisnęłam słuchawkami przez pokój.
  • Widzę, że ktoś tu się złości – poderwałam się na równe nogi, w chwili, gdy usłyszałam znajomy głos. Należał on do Sadie. Zaczęłam się rozglądać po całym pomieszczeniu. Nigdzie jej nie było więc uznałam, że mam zwidy.
  • Juhu, tutaj – zadrwiła siostra Cartera. Zdałam sobie sprawę, że jej głos wydobywał się z miseczki z oliwą, która leżała na jednej z szafek nocnych jednej z moich przyrodnich sióstr i służyła jej zapewne do jakiś zabiegów kosmetycznych( chociaż mogłoby to być równie dobrze, któregoś z moich braci, bo tutaj chłopacy nakładają na siebie więcej makijażu niż dziewczyny). Podeszłam tam i zajrzałam do naczynia. Na gładkiej tafli widniał jeden z pokojów domu brooklińskiego, a w nim siedziała Sadie. Pochylała się lekko do przodu tak, że jasne włosy osuwały się na twarz. Przyglądała mi się uważnie.
 - Jak... - wyjąłkałam zbita z tropu wybałuszając na nią oczy.
 - Magiczna misa Cartera, żałuj, że nie widzisz swojej miny, bezcenna - odpowiedziała.
 -I on ci ją pożyczył? - Z tego co mi o tej misie opowiadali wywnioskowałam, że jest dla brata Sadie bardzo cenna i, że daje jej używać tylko odpowiedzialnym osobom. Przypomniałam sobie chwile, które spędziłam z Sadie. " Za daleko do drzwi" - wyjaśniła mi kiedy patrzyłam na wielką dziurę w dachu mojego domu. Sadie stoi pośrodku jadalni domu brooklińskiego i drze się do swojego przodka" królu od siedmiu boleści". Siedzimy w kafejce, okazuję się córką Afrodyty, przy okazji wspominam, że mam piętnaste urodziny, jedynie Sadie śpiewa mi sto lat i częstuje gumą. Ze swojego glana. Wszystkie te wspomnienia sprawiły, że powtórzyłam:
 - Pożyczył ci ją?
 - Nie, zakosiłam mu jak był w łazience i robił się na bóstwo, wiesz Zyia dzisiaj wraca - powiedziała to bez ogródek całkiem spokojnie. Patrzyłam na nią surowo, aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Sadie dołączyła do mnie.
 - Pewnie się ogoli - chichrałam się jak głupia.
 - Gdyby przynajmniej miał co - dopowiedziała Sadie również w świetnym humorze.
 - Doklei sobie włosie?
 - Coś ty - zaprotestowała - musiałby chyba ukraść futro Lady Gadze jeżeli chciałby wyglądać choć trochę męsko.
 - Co, w końcu postanowiłaś, gdzie będziesz? - zapytała Sadie, gdy już okiełznałyśmy głupawkę. Mój dobry humor prysnął. Pozytywne myśli uleciały z wiatrem. Sadie dotknęła drażliwego tematu. Otóż obóz kończy się za dwa dni (muszę więc zdecydować czy zostaję czy nie, bo jak tego nie zrobię to harpie sprzątające oprócz śmieci sprzątną mnie).
  • Eh...
  • No? - ponagliła mnie Sadie.
  • Oh, nie wiem – wyrzuciłam z siebie pod naciskiem jej spojrzenia.
  • Ile trwa ten obóz? - zamyśliła się.
  • Przez wakacje, to znaczy są też całoroczni...
  • Okej, okej – przerwała mi – Już wiem jak to rozwiązać.
    ................................................................................................................................................
    Stałam obok sosny Thali i czekałam, aż Bes przyjedzie po mnie i zabierze do domu brooklińskiego. Ścisnęłam mocniej rączkę mojej torby podróżnej, którą dostałam od przyrodniego rodzeństwa. Nadal nie byłam zbytnio przekonana do planu Sadie. Rok szkolny będę spędzała w domu brooklińskim, święta w Egipcie u ojca, a wakacje w obozie herosów. Z jednej strony to dobre wyjście z problematycznej sytuacji jaką jest moje pochodzenie, ale z drugiej strony boli mnie to, że tak krótko będę się widywać z ojcem. „ Może tak będzie lepiej, i tak nie mieliście dla siebie czasu” - próbowałam się uspokoić.
  • Hej – wyrwał mnie z zamyślenia głos Toma, który właśnie przyszedł taskając ze sobą bagaż. Serce wywróciło mi koziołka, gdy go zobaczyłam. On też jedzie do domu brooklińskiego, na lato wraca tu, a na święta jest zaproszony do Jacksonów.
  • Co tam? - posłał mi swój czarujący uśmiech. Zignorowałam to. Widząc to spochmurniał i spoważniał. Wziął głęboki oddech:
  • Lissa między nami nie musi być takiej spiny...
  • Przyjaciele – wyciągnęłam rękę w jego stronę.
  • Co? - zamrugał zbity z tropu.
  • Bądźmy przyjaciółmi. Nie takim, którym pisana jest miłość. Uwierz mi wiem coś o tym, moją mamą jest Afrodyta – mówiąc to patrzyłam mu prosto w oczy.
  • Przyjaciele – powtórzył i uścisnął moją dłoń. Dlaczego w jego oczach był ewidentny smutek? Staliśmy w milczeniu, gdy nagle zobaczyłam biegnącą ku nam Rachel.
  • Lissa, miałam wizję, że muszę tu przyjść... - wydyszała, ale nie skończyła, bo nagle jej twarz zastygła w bezruchu. Oczy zaszły zieloną mgłą. „ Znowu” - pomyślałam. Odezwała się głosem, który brzmiał jakby mówiło dziesięć, a nie jedna Rachel:
    Herosów i magów wyruszy ród,
    gdzie w puszczy chaosu ukryty jest wróg,
    Córka Afrodyty miłość wybierze
    i z chaosem zawrze przymierze
    W duszy oceanu miłość jest zaklęta
    ona rozwiąże śmierci pęta”
    Popatrzyliśmy na siebie z Tomem. On też wiedział co właśnie usłyszeliśmy. W moich uszach nadal pobrzmiewały te złowrogie słowa. Słowa nowej wielkiej przepowiedni. Przepowiedni zwiastującej wojnę. Naszym wrogiem będzie Chaos. To co było początkiem. To co nas stworzyło. To co teraz może nas zniszczyć.
Lena
  • Dasz radę? Możemy jeszcze zawrócić – ręka Percy'ego wisiała nad białymi drzwiami od mieszkania. W każdej chwili gotów był ją opuścić i zapukać. Ta czynność przyprawiłaby mnie o wymioty. Już teraz miałam mdłości stojąc na klatce schodowej przed tymi drzwiami, za którymi czeka moja matka.
  • Nie poinformowałeś jej, że przyjadę?
  • Co niby miałbym jej napisać w liście? - zakpił. Racja. Chyba, nie: „ Mamo kojarzysz takie dziecko, które wrzuciłaś do Tamizy? Niespodzianka! Przyjeżdża ze mną!”
  • Gotowa?
  • Gotowa – na te słowa zapukał. Drzwi otworzył nam jakiś mężczyzna. Zapewne Paul.
  • Percy! - rozpromienił się na widok mojego brata. Po chwili dostrzegł mnie:
  • Kto to? - podrapał się po głowie. Percy już chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili do przedpokoju wkroczyła kobieta. To była ona. Starsza niż w wizji Hestii, ale mimo to ją rozpoznałam. Mama. Nogi miałam jak z galarety, gdy patrzyła się na mnie. Nic nie mogłam wyczytać z jej spojrzenia.
  • To bez sensu, nie pozna mnie Percy – zaczęłam się powoli wycofywać.
  • Nie poznam? Jak mogłabym cię nie poznać – do jej oczu zaczęły napływać łzy – Córciu...
    Zmniejszyła odległość, która nas dzieliła i przytuliła mnie mocno.
  • Dlaczego? - wydusiłam przez łzy.
  • Wybacz, wybacz – zaszlochała mama.
  • Nie odsyłaj mnie znowu... - myśl, że mogłaby tak zrobić była nieznośna.
  • Och, moja mała..nie zostawię cię już...nie zostawię cię już nigdy..przysięgam – na tym skończyła się rozmowa. Po prostu płakałyśmy wtulone w siebie.
    ..........................................................................................................................
    Siedziałam w moim nowym pokoju obserwując deszcz za oknem. Odzyskałam matkę, brata i dom. Jedna rzecz wciąż nie dawała mi spokoju. Przepowiednia. Spostrzegłam, że od pewnego czasu bazgram coś na zaparowanej szybie. Był to konkretny napis. Anioł.
    .........................................................................................................................................
    Koniec serii, kochani! Dziękuję wszystkim za bycie ze mną przez ten cały czas. Początek drugiej serii 27 czerwca! Epilog dedykuję Meggi Jackson, ponieważ jej blog zmotywował mnie do napisania własnej przepowiedni, z której jestem dumna. Piszcie co wy o niej sądzicie! Krótka zapowiedź misji drugiej:
    Percy chce stworzyć z Annabeth rodzinę. Czy uda mu się to mimo zbliżającej się wojny.
    Annabeth czuje się najszczęśliwsza pod słońcem jako narzeczona Percy'ego. Śni się jej matka. Dziewczyna zaczyna mieć wątpliwości. Czy misja, którą ma poprowadzić okaże się najtrudniejszą? Czy zdoła ocalić Percy'ego?
    Lena dowiaduje się, że do zagłady domu paryskiego wcale nie musiało dojść. Ktoś zdradził i przeżył. Córkę Posejdona ogarniają wątpliwości. Niepokoi ją to, że jest coraz silniejsza.
    Lissa kocha Toma. Jest tego pewna. Ale czy on ją kocha? Potrzebuje dowodu.
    Tom słyszy od wszystkich, że powinien wybrać ścieżkę Horusa. On jednak nie czuje się z tym dobrze. Boi się jak Lissa zareaguje, gdy dowie się czyim Okiem został.
    Sadie i Carter nie umieją do końca zaufać herosom. Czy wspólna misja zmieni to nastawienie? Co zrobi rodzeństwo, gdy powróci ich wróg, którego ledwo co ostatnio pokonali?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz