niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XII - Podchody miłości, spożywanie alkoholu przez nieletnich czyli świnia robi mumu, a krowa robi kwikwi - Perspektywa Leny

ul>
Rozdział 12
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. To imię wisiało w powietrzu „ Nico Di Angelo”. Chłopak wypowiadający przepowiednię. To ciacho..to znaczy ten cały Nico uformował się z mgły i powiedział wersy dotyczące mojej przyszłości, dlatego pierwsze pytanie jakie przerwało chwilę ciszy padając z moich ust brzmiało: - Jak myślisz czy to on będzie tą całą moją „ miłością”?
Percy oderwał wzrok od swoich stóp i patrząc na mnie zaczął powoli dobierać słowa: - Lena wiesz..to raczej nie on. Widzisz mgła mogła ukazać jego, ponieważ jest on synem Hadesa i może mieć coś wspólnego z...
Zamarł w pół zdania wybałuszając dziko oczy.
  • Percy coś się stało? - tak wiem genialne pytanie świadczące o poziomie mojej inteligencji. Mój brat nic nie odpowiedział tylko zsunął się z gałęzi lądując na stopach, a następnie odbiegając w las. Ja również zeskoczyłam z drzewa tylko zamiast wylądować zgrabnie niczym lekkoatletyczka wylądowałam na tyłku.
  • Auł – jęknęłam głośno. Moja kość ogonowa wołała oskarżycielsko „ Lena ty kretynko. Naucz się schodzić z drzew.”
  • Lena, co się stało Percy'emu, o co chodzi? - Annabeth, podbiegła do mnie z zaniepokojoną miną. Tom i Lissa podobnie jak ona już się obudzili i teraz przyglądali mi się ze zdumionymi wyrazami twarzy. Co im miałam powiedzieć? Że właśnie przeprowadziłam bardzo poważną rodzinną rozmowę z moim bratem, którego nie znałam przez czternaście lat, a on nagle dostał jakiegoś ataku i uciekł w las? Może uświadomił sobie, że będzie skazany na mieszkanie ze mną, a mówię wam według wielu ludzi to nie jest zbyt zachęcająca perspektywa( nie mam pojęcia dlaczego{ w tym momencie moje jecestwo wybucha demonicznym śmiechem}). Głupkowaty uśmiech, który wykwitł na mojej twarzy chyba nie usatysfakcjonował Annabeth, bo założyła ręce na piersi i zażądała: - Lena mów co się tam wtedy wydarzyło. I to już. Co jest z Percym?
  • Bo widzisz... – zaczęłam i opowiedziałam jej całą rozmowę z Percym do momentu jego dziwnego zachowania. Annabeth wyglądała na przerażoną.
  • Och nie...mówiłam mu przecież tyle razy, żeby się nie obwiniał. Mój biedny szlachetny dupek – mruknęła do siebie, a chwilę potem oświadczyła już głośno zwracając się do nas – Tom, Lissa zajmijcie się bagażami. My z Leną musimy coś załatwić.
  • Ej, ja nie będę tego pakować – powiedziała Lissa. Annabeth nic jej nie odpowiedziała tylko chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę, w którą odbiegł Percy. Ruszyłyśmy biegiem przez las.
  • Annabeth co mu się takiego stało? - wysapałam nie przerywając sprintu.
  • Mam nadzieje, że nie to co myślę, bo wtedy będzie nie do życia przez kilka kolejnych dni – odpowiedziała córka Ateny w ostatniej chwili robiąc unik przed wystającą z drzewa gałęzią.
  • A nie jest taki zazwyczaj? - zapytałam starając się przerwać trochę napiętą atmosferę tym słabym żartem, ale nie na wiele to się zdało. Annabeth spojrzała na mnie tak jakby chciała wypróbować na mnie swój sztylet. Ups, to chyba nie była dobra pora na żarty. Usłyszałam głos Percy'ego dochodzący z prawej strony. Annabeth zahamowała gwałtownie chwytając moje ramię. Stopy od tego niespodziewanego zatrzymania zaczęły ślizgać mi się po błocie, a ja w ostatniej chwili złapałam równowagę.
  • Tędy – Annabeth pociągnęła mnie w krzaki w miejsce, z którego dochodził głos Percy'ego. Przemieszczałyśmy się tym razem powoli, zakradając się ostrożnie. Prawie jak jakieś komandoski:-). W końcu zaczęłam odróżniać poszczególne słowa z monologu Percy'ego. Jego wypowiedź przerywał szloch. Persiak to beksalala!!! Dobra Lena, ogar.
  • Żałuje tego. Wciąż mnie prześladuje to, że to był mój plan i to ja tam powinienem wejść! Nie ona. Nadal pamiętam jak powiedziała „ Ja to odkręcę”. To była jej pierwsza misja, miała zaledwie dwanaście lat. To ja wtedy powinienem zginąć.. - wypowiedź Percy'ego przerwał kolejny szloch. Rozsunęłam lekko jedną gałąź , aby go zobaczyć. Mój brat klęczał tyłem do mnie i Annabeth na niewielkiej polance. Cały dygotał. Głowę miał pochyloną, a wzrok wbity w ziemię. Nagle uniósł ją do góry i krzyknął w niebo: - Proszę tylko niech nie mści się za Biancę na Lenie. Niech ona za to nie płaci. Niech nie cierpi za moje błędy. Jest taka mała, niewinna i słodka..
  • I ma czternaście lat, a nie pięć Jackson – krzyknęłam wychodząc z krzaków na polanę. Wszystko się we mnie gotowało. Ja nie jestem słodka. O mnie można powiedzieć wszystko tylko nie to!! „ Ale ty jesteś słodka foczko” - usłyszałam JEGO głos w moim mózgu. Czemu ja go słyszę? I kto to do cholery ta Bianca?
  • Lena, Annabeth? Co wy tu robicie? - Percy odwrócił się do nas. Wyglądał na bardzo czymś znękanego.
  • I kto to jest w ogóle Bianca? Jakaś twoja eks? I w ogóle wiesz, że to nie ładnie tak nagle przerywać rozmowy z siostrą? Nasza matka cię nie wychowała czy co? - wypaliłam za nim ktokolwiek( czyli na przykład ja sama) zdążył mnie powstrzymać. Percy'ego i Annabeth zatkało. Mój brat zaczął bezgłośnie machać ustami, usilnie zastanawiając się co mi powiedzieć. Byłam już stu procentowo pewna, że sprawa z tą całą Biancą to nic przyjemnego. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi, a mój brat na pewno nie powiedziałby mi prawdy tylko ściemniał, więc powiedziałam do niego: - Percy zamknij usta, wyglądasz jak ryba. Annabeth powiedz mi o co chodzi. Proszę, ty wiesz. Na pewno.
    Annabeth nerwowo potarła rękę o rękę i zaczęła: - Widzisz Lena, jesteś jeszcze młoda, ale musisz wiedzieć i zaakceptować, że..
  • Annabeth nie mów jej tego – zaprotestował mój brat, który już przestał robić „ rybę”. Córka Ateny rzuciła żałosne i przepraszające spojrzenie swojemu chłopakowi: - wybacz mi Glonomóżdżku, ona musi wiedzieć. A więc Lena chce ci wyjaśnić, że jesteśmy herosami i często musimy podejmować decyzję, które są ciężkie i powodują czyją śmierć...Gdy, miałam trzynaście lat porwał mnie tytan Atlas – wzdrygnęła się lekko( cóż najwyraźniej porwanie przez tytana nie jest zbyt miłe, zaraz jak go ona nazwała...)
  • Ej, a Atlas to nie czasem naukowa książka z mapami, którą czytają mózgowcy zamiast FunClubu? - zapytałam, bo wydawało mi się, że to nie mogłoby porwać dziewczyny mojego brata. Annabeth przewróciła zirytowana oczami: - Tytan miał na imię Atlas!! Zresztą możesz mi nie przerywać? A więc Bianca była wtedy z Percym na wyprawie w celu uratowania mnie i w pewnym momencie..zaatakował ich potwór. Bianca wzięła coś co należało do niego i dlatego ich ścigał. Percy wpadł na pomysł. Bardzo ryzykowny plan. Sam chciał się zająć olbrzymem, ale Bianca powiedziała, że ona się tym zajmie, bo to jej wina..
  • Powinienem jej nie pozwolić. Powinienem wymyślić co innego. To ja powinienem zginąć! – zawył żałośnie mój brat.
  • Ych, możecie mi nie przerywać. Wy glonojady jedne! To u was rodzinne? - warknęła Annabeth rozkładając załamana ręce. Podeszłam do córki Ateny i poklepałam ją uspokajając po ramieniu: - Nie dąsaj się Ann. Mów dalej. Chce wiedzieć co się stało z Biancą. Plis – na koniec wypowiedzi zrobiłam słodkie oczy. Cóż ma się ten urok, bo Annabeth wzięła głęboki oddech i zaczęła już prawie w ogóle nie wściekła: - Po pierwsze jestem ANNABETH nie Ann. Mojego imienia się nie skróca. A co do Bianci..udało jej się uratować życie wszystkich oprócz...własnego. Nico bardzo to przeżył...Bianca była dla niego kimś niezwykle ważnym...tylko ją kochał...
  • Była jego dziewczyną?! - wypaliłam za nim zdążyłam ugryźć się w język. Czemu w moim głosie było słychać tyle bólu? Czemu nagle zaczęłam się zastanawiać czy była ładniejsza ode mnie? Czy ja do Afrodyty ześwirowałam? Czemu mówię do Afrodyty nie do Posejdona? Co mi się podziało?
    Annabeth przechyliła głowę i przyglądała mi się dziwnie.
  • Nie..była jego siostrą. Jedyną rodziną jaka mu pozostała – powiedziała bardzo powoli i ostrożnie Annabeth. Jakaś dziwna, nieznana mi dotąd Lena zareagowała na tego newsa rzucając różowymi serduszkami skacząc radośnie i śpiewając Biebera. Tak coś zdecydowanie jest ze mną nie tak.
  • A co z tym wspólnego mam ja? - zapytałam starając się maskować radość i fakt, że moje wnętrzności śpiewają: „ Baby, Baby ołł”. Annabeth już otwierała usta, żeby mi odpowiedzieć, ale przerwał jej Percy, który dotąd stał z zwieszoną głową podniósł wzrok i spojrzał na mnie mówiąc cicho, lekko, zachrypniętym głosem: - Obiecałem mu przed misją, że będę chronił Biancę. Przysiągłem. Nico nie mógł iść, był za młody. Obwiniał mnie o jej śmierć. Potem przebaczył mi, ale myślę, że w głębi duszy nadal żywi wielka urazę. A jeśli dowie się, że mam siostrę...
  • Będzie ząb za ząb. Nos za nos. Siostra za siostrę – dokończyłam, a moje narządy nagle przestały śpiewać Bibera. Grały teraz marsz żałobny. Na mój własny, przyszły pogrzeb.

  • ............................................................................................

    • Szybko musicie to zobaczyć – krzyknęła Lissa, gdy zobaczyła, że wychodzimy z lasu. Byli najwyraźniej z Tomem czymś bardzo podekscytowani. Podbiegliśmy do nich lekkim truchtem.
    • Co jest? - spytała Annabeth, gdy znaleźliśmy się już obok nich. Lissa w odpowiedzi podała mi tylko wściekle różowy zbitek pergaminu w kształcie serca. Pachniał wszystkimi perfumami świata. Zaczęłam czytać na głos tekst napisany złotą, pochyloną czcionką:
    • -Kochani!

    Wpadłam wczoraj na herbatkę do Ateny, ale ta( jak zwykle zresztą) odmówiła. Jednakże wyjątkowo miała wymówkę, bo wymigała się twierdząc, że przejmuje się losem swojej ulubionej córki Annabeth Chase. Powiedziałam jej, że to uroczo, a ona odparowała mi na to, że obawia się tego, że jest z nią ten jej pożal się Zeusie chłopak Percy Jackson. Nie przejmujcie się kotki dla mnie jesteście słodcy i oczywiście stanęłam w waszej obronie mówiąc, że to jeszcze bardziej uroczo, iż jest on z Annabeth. W każdym razie uprzytomniłam sobie, że moja córka też jest z wami. Postanowiłam pomóc. Czas zacząć podchody miłości! Każdy z was musi znaleźć karteczkę przeznaczoną dla niego i idąc po ich śladach traficie na...niespodziankę!!

    Miłych podchodów. Mam nadzieję, że każdemu z was coś one uświadomią.

    Wasza ulubiona bogini Afrodyta.”

    Wow mamusia wkracza do akcji co? - dodałam od siebie ironicznie patrząc na Lissę. Córka Afrodyty spuściła tylko głowę i zaczerwieniła się zawstydzona.

    • Lena nie dogryzaj Lissie. To nie jej wina, że jej matką jest ta … - Annabeth przygryzła wargi jakby nie wiedząc czy skończyć. Spojrzała niepewnie na Lissę. Ta westchnęła tylko ciężko: - Annabeth, dokończ. Wiem, że moja matka to skończona chichocząca kretynka, ale ja taka nie jestem, jasne?!
    • Ja tego wcale nie.. - zaczęła Annabeth, ale Lissa machnęła tylko uciszająco ręką i powiedziała stanowczo i tym razem spokojniejszym tonem: - Annabeth wiem, że nie tego nie powiedziałaś. Koniec rozmowy. Poszukajmy te karteczki i znajdźmy drogę do Rei. To moja misja i ja tutaj rządzę. Do roboty, szukamy.
      Chyba w ciągu tych kilku dni znajomości z Lissą nie widziałam jej tak stanowczej. Ruszyliśmy więc na poszukiwanie liścików. Pierwszy zauważyła Lissa. Leżał na gałęzi niewysokiego drzewa. Dziewczyna chwyciła go i rozwinęła rulonik, w który był zwinięty. Zaczęła czytać na głos: - „ Droga córeczko!! Idźcie w prawo, aż do następnego liściku.
      Ps. Nie miej już rozterek, Tom jest naprawdę sexy możesz go spokojnie poderwać!!”
      Lissa upuściła liścik jak oparzona, a następnie wgniotła go wściekle stopą w ziemię. Oboje z Tomem byli wściekle czerwoni. Ja, Percy i Annabeth dusiliśmy się ze śmiechu.
    • Ej, idźmy w prawo – wymamrotał Tom do swoich stóp – tak jak napisała Afrodyta.
      Dostosowaliśmy się więc do rady w liściku. Poszliśmy w prawo. Kolejny liścik był dla Toma. Leżał pod krzakiem. Chłopak podniósł go i odczytał: - „Brawo Tom!
      Bystry jesteś! Teraz skręcie w lewo. Nie przerywajcie marszu, aż do kolejnego liściku.
      Ps. Nie wstydź się! Zaproś Lissę na randkę.”
      Tom upuścił kartkę i zrobił się jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej. Poszliśmy tam, gdzie karteczki nam kazały. Kolejną dostrzegła Annabeth. Córka Ateny zaczęła niepewnie czytać: - „ Drogie Percabeth( wymyśliłam ten skrót dla was moi słodcy).
      Idźcie teraz w lewo, a pięćdziesiąt metrów dalej skręćcie w prawo.
      Ps. Czemu wczoraj na polanie nie skorzystaliście się z okazji?”
      Teraz tylko mi było do śmiechu. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie spodziewaliśmy się dalszych liścików(, bo co bogini miłości miałaby mi napisać?), a jedna. Leżał tam samotny i co najdziwniejsze nie był wściekle różowy tylko morski...Głupia Afrodyta!! Nie pominęła mnie! Dorwałam liścik rozwinęłam i przeczytałam( oczywiście nie na głos, nie jestem idiotką). Po przeczytaniu tekstu poczułam wściekłość i zażenowanie zgniotłam go w dłoni, a następnie podarłam, a resztki wrzuciłam do kieszeni.
    • Lena co tam było napisane? - spytała reszta, która dopiero teraz mnie dogoniła.
    • Eaa.., że powinnam sobie znaleźć chłopaka – wydukałam, po chwili jednak odchrząknęłam i powiedziałam: - no i musimy iść prosto.
      To było kłamstwo. Oprócz kierunku, akurat go podałam im dobrze. Brnąc przed siebie myślałam nad wkurzającą treścią liściku: „ Idź prosto Leno Jackson!
      Ps. Tak ten ze snu to chłopak z przepowiedni. Prawda, że przystojny?”
      Najbardziej wkurzało mnie to pytanie. Tylko czy wkurzała mnie jego treść czy to, że odpowiedź brzmi „ tak”? Wyszliśmy z lasu na ulicę. Na jej poboczu stał...nowiuśki Royc-Royc. Za wycieraczkę była wsadzona kartka. Córka Afrodyty wzięła ją i odczytała na głos: - „ Chciałaś córeczko Royc-Royca to masz.”
    • Nie wierzę jednak mi kupiła – Lissa była wyraźnie w szoku, po chwili jednak podeszła do auta otworzyła drzwi i powiedziała z bardzo wyniosłą miną: - Ktoś ma ochotę na przejażdżkę moim prezentem urodzinowym?
      .........................................................................................
      Jechaliśmy zakopianką( znowu). Tym razem jednak zamiast Besa za kierownica siedział Percy. Z dumą muszę stwierdzić, że mój brat jeździł prawie tak samo nie poważnie jak karzeł.
    • Percy zwolnij - błagała Annabeth swojego chłopaka przy kolejnym szalonym zakręcie.
    • Jasne – mruknął Percy dodając gazu tak, że wskaźnik zamiast stu trzydziestu pokazywał sto czterdziestu. Oczy Annabeth zrobiły się wielkie i okrągłe z przerażenia: - Glonomóżku...
    • Już koniec twoich mąk słońce, zatrzymamy się tutaj i wykorzystamy sumkę od Afrodyty – powiedział Percy szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Mówił o forsie, którą znaleźliśmy na tylnym siedzeniu samochodu. Oprócz tego były tam świeże i czyste idealnie pasujące na nas ubrania. Przed wyjazdem przebraliśmy się w nie. W obecnej chwili staliśmy pod jakimś pubem, leżącym na obrzeżach Zakopanego. Nazywał się „ wesoły żulek.” Tak poetycko co nie?

    Annabeth szturchnęła Percy'ego w ramię: - Jesteś pewien, że nie ma lepszego miejsca, żeby coś zjeść?

    Ten w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.

    • Wiesz może i jest, ale ja się chcę czegoś mocnego napić – powiedział lekceważąco i ruszył ku drzwiom Pubu.
    • Percy oni są nie letni – pisnęła Annabeth. Poczułam się dotkliwie urażona.
    • Annabeth, nie jesteśmy dziećmi – warknęłam i pierwsza dopadłam klamki. Wszyscy wytrzeszczyli na mnie oczy. Rzuciłam im ostatnie spojrzenie typu: „ jestem nieobliczalna ludzie” i weszłam do środka. Pierwsze co mnie uderzyło to zapach alkoholu. Niezwykle mocny. Wnętrze pubu wyglądało tak jak na starych amerykańskich westernach, których tak bardzo nienawidziłam oglądać w domu paryskim. Po chwili dołączyła do mnie reszta przyjaciół.
    • Ale tu jedzie – skomentowała Lissa.
    • No proszę, proszę i kto to mówi. Córeczka Afrodyty – powiedział jakiś głos od strony lady. Siedział tam mężczyzna. Gruby, niegroźny barman. Jednak coś mnie w nim zaniepokoiło. Miał fioletowe oczy łypiące na nas groźnie. No i wiedział, że Lissa jest córką Afrodyty.
    • Pan D.? - spytał z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy Percy. Mężczyzna westchnął ciężko: - Tak Jackson, a kogo się spodziewałeś? Nie jesteśmy w obozie więc mogę cię spokojnie zabić..i twoją dziewczynę.
    • Panie D. to ta dziwna złość, która opanowała bogów zmusza pana do zabicia mnie.. - zaczął Percy.
    • Jaka złość? To twój irytujący styl bycia zmusza mnie do rozdeptania cię jak robaka... - syknął Dionizos, ale ja przerwałam im tą przemiłą wymianę zdań mówiąc: - Dość! Panie Dionizosie za pozwoleniem – powiedziałam kłaniając się lekko w stronę boga – ale czy jest coś co byśmy mogli dla pana zrobić, a pan w zamian za to, by nas wypuścił?
      Bóg zamyślił się chwilę. Uśmiechnął się nagle chytrze i powiedział: - Tak. Jeśli dziewczynko nalejesz mi wino wypuszczę was, zgoda?
    • Zgoda – odparłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Co może być trudnego w nalaniu bogowi wina wina?
    • Lena nie – krzyknęli jednocześnie Percy i Annabeth – Dionizos nie mo.. - wypowiedź przerwały im butelki piwa, które podleciały z półek i wcisnęły się w ich usta skutecznie je zamykając. Na pewno był jakiś haczyk w zadaniu Dionizosa. Byłam teraz tego pewna. Jednak musiałam spróbować uratować przyjaciół i brata. Ruszyłam więc za bogiem wina, gdy powiedział, że pójdziemy załatwić to na górze.
    • Lena to pewnie pułapka – zawołał za mną Tom. „ Nie gadaj” pomyślałam z sarkazmem, ale nie powiedziałam tego na głos. Szłam dalej po schodach zmierzając zapewne ku zgubie. Dobra to zabrzmiało trochę zbyt poważnie. Dionizos chciał mnie wykiwać i zabić? Tak to zdanie idealnie oddaje tą sytuację. Byliśmy już na piętrze, kiedy Dionizos otwarł drzwi i kiwnął głową na znak, żebym weszła. Wsunęłam się więc niepewnie do pomieszczenia. Bóg wina zamknął za mną drzwi. Serce mimowolnie zabiło mi szybciej. Nie było już odwrotu. Pokój był mały, drewniany, bez okien. Nie było więc możliwość poproszenia śmiertelników o pomoc. Kurwa, gdyby architekt wiele lat temu tworząc ten dom pomyślał o zrobieniu okna miałabym plan B i C. B) Stukać w okno jak dzika. C) Wrzucić przez nie Dionizosa.
    • Zapraszam do stołu panienko Jackson – powiedział Dionizos z pijackim uśmiechem na twarzy wskazując mi krzesło przy jedynym stole w pomieszczeniu. Zajęłam niepewnie wskazane mi miejsce. Bóg wina podszedł do barku, wyjął z niego butelkę z jakimś alkoholem i postawił ją przede mną razem z dwoma kieliszkami.
    • Ja nie piję – powiedziałam odsuwając się lekko od piwa. Mężczyzna roześmiał się ochryple.
    • Wybacz dziecko. To z przyzwyczajenia – Dionizosa najwyraźniej bawił mój strach przed alkoholem – No, nalewaj.
      Wzięłam butelkę w dłonie i otworzyłam. Korek uderzył w sufit. Nie miałam większego problemu w otworzeniu piwa, ponieważ na imprezach w domu paryskim to ja zawsze otwierałam pikolo. Napełniłam kieliszek i podałam go bogowi wina. W jego oczach zobaczyłam tęsknotę. Zamknął oczy i wziął głęboki łyk. Przełknął. Nagle jego oczy otworzyły się i zrobiły wielkie ze zdumienia.
    • Nie zmieniło się w wodę – wyszeptał sam do siebie w zachwycie, a potem roześmiał się serdecznie – A więc w tym był haczyk Zeusa.
    • O co chodzi? - gościu zachowywał się co najmniej dziwnie. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
    • Widzisz dziecko, przeskrobałem coś i za karę dostałem od mojego ojca Zeusa...zaraz jak wy to młodzi mówicie..ach tak..szlaban. No to w każdym razie mam szlaban. A ty go mi pomogłaś przełamać tak, że już mnie nie obowiązuje – odparł uśmiechając się z zadowoleniem i przeciągając na swoim taborecie na, którym siedział naprzeciwko mnie.
    • Konkretnie na co był ten szlaban? - spytałam chociaż znałam już chyba odpowiedź. Na twarzy boga ponownie wykwitł szyderczy uśmiech: - Na alkohol. Zamieniał się w wodę za każdym razem, gdy próbowałem się go napić. Musiałem żywić się dietetyczną Colą – wzdrygnął się na to okropne wspomnienie. A więc o tym próbowali mi powiedzieć Percy i Annabeth zanim zaatakowały ich wściekłe butelki z piwem.
    • To wspaniale panie Dionizosie, że pomogłam panu zdjąć ta klątwę. Jak rozumiem wypuści teraz pan mnie i moich przyjaciół – i mojego durnego brata dokończyłam w myślach. Bóg zamyślił się przez chwilę i powiedział powoli: - Tak w sumie mógłbym tak zrobić, ale widzisz dziewczynko – na te ostatnie słowa jego oczy rozbłysły złośliwie, a ja wiedziałam już, że stanie się coś niedobrego – O wiele korzystniej będzie dla mnie jeżeli zabiję twoich przyjaciół, a ciebie uczynię moją podczaszą..
    • Czekaj. Czym? - przerwałam mu wściekła. Nie złościłam się tylko, dlatego, że miał zamiar uśmiercić moich przyjaciół wbrew naszej umowie lecz, dlatego, ze użył słowa, którego nie rozumiem. Nikt nie używa słów, których nie rozumie Lena Jackson!
    • Dziewczyną od piwa – wyjaśnił mi cierpliwie Dionizos. Gdy to powiedział w mojej głowie zaistniał nagle szalony pomysł. Uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam: - Panie Dionizosie z chęcią panu służę. Proponuję jednak za nim zabije pan tych herosów uczcić to, że znów może pan pić. Co pan powie na partyjkę pokera i jeszcze kieliszek?
      Mężczyzna wyglądał na zdziwionego: - Nie protestujesz? Hm..nie spodziewałem się tego – nagle uśmiechnął się szeroko – To dobrze. Poker zawsze no i oczywiście alkohol...
    • Oczywiście panie – skłoniłam się lekko chociaż miałam większa ochotę przyłożyć mu. Ruszyłam do barku, z którego Dionizos wyjął uprzednio butelkę. Po chwili wyjęłam z niego pokaźną skrzyneczkę piwa( nie mam pojęcia jak ona zmieściła się w tym małym barku.) Pan wina czekał już na mnie z kartami.
    • Ja potasuję – oświadczałam napełniając jego kieliszek. Mężczyzna kiwnął z zadowoleniem głową i wypił go duszkiem. Ja w tym czasie potasowałam karty. Tom nauczył mnie kiedyś grać w pokera. Znałam dobrze zasady i ( nie chcę się chwalić) jeszcze nigdy nie przegrałam. Zaczęliśmy grać. Dionizos umiał jednocześnie grac w pokera, palić fajkę i pić alkohol. Jeśli chciałam, żeby mój plan się powiódł musiałam być naturalna i wyluzowana. Musiałam zdobyć zaufanie boga wina. Musiałam się napić piwa. Napełniłam więc mój kieliszek. Przyłożyłam go niepewnie do ust. „ Raz kozia śmierć – pomyślałam – jak się nie napiję to się nie uratuję.” Przechyliłam kieliszek. Złotawy płyn wleciał mi do ust. Był gorzki. Nawet mi smakował. Miałam ochotę...na jeszcze. Dionizos był już porządnie czerwony na twarzy od alkoholu. Gra w karty toczyła się dalej. W końcu oboje przestaliśmy się przejmować czymś takim jak szklanki i zaczęliśmy pić z hausa bezpośrednio z butelek. W międzyczasie Dionizos zaczął opowiadać mi jak został bogiem. Co chwila jego wypowiedź przerywało głośne czkanie dobywające się z jego ust i mój pijany chichot.
    • I tak zostałem bogiem.. - zakończył Dionizos, a jego głowa walnęła w stół. Upiłam go do nieprzytomności. Plan się powiódł. Z trudem wstałam. Chwiejąc się i zataczając doszłam do drzwi. Otworzyłam je...i wpadłam prosto w ramiona mojego brata. Otaczała mnie cała czwórka wyprawy.
    • Lena, mi i Percy'emu udało uwolnić się od tych butelek i przyszliśmy po ciebie, ale Dionizos rzucił jakiś czar i nie mogliśmy otworzyć drzwi i...właściwie gdzie on jest? Co ci się stało? Wyglądasz jakoś dziwnie... - wypaliła Annabeth pochylając się nade mną z zaniepokojoną miną. Chciałam odpowiedzieć: „ Dionizos upity. Spadamy z tond. I to szybko!”. Zamiast tego z moich ust wyszło coś w stylu: - Świnia robi mu mu, a krowa robi kwi kwi...ale ja jestem mądra.. - na końcu zemdlałam. Zanim całkowicie straciłam świadomość dobiegł mnie oskarżycielski głos Percy'ego: - Leno Jackson!! Ty piłaś? Czuję od ciebie zapach alkoholu, więc nie mów, że nie!!
      W moich snach pojawiała się dzisiaj Bianca Die Angelo. Co dziwne mój umysł był jakiś dziwny. Jakby nie należał tylko do mnie. Jakbym go z kimś dzieliła. Z kimś kto znał Biancę...

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz