niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XI - Moja zmarła babcia jest moją swatką - Perspektywa Leny


        Rozdział XI
        Biegłam przed siebie w samej piżamie. Byliśmy najtępszymi herosami na świecie. Zapomnieliśmy wziąć plecaki z domu Lucy. Gdy się zorientowaliśmy byliśmy już głęboko i daleko w lesie gnając tylko z myślą „ jak najdalej od domu, w którym była Kikimora”. Następnie próbując wrócić po rzeczy zabłądziliśmy w lesie. Totalna klapa. Ktoś pewnie powie „ Ojej Lena się zgubiła, a przecież ona i Tom ostatnie dwa lata spędziła na wędrówce przez las”. Tak tylko widzisz( wredny wkurzający mnie Debie, który to powiedziałeś) ja i Tom nauczyliśmy się jak przeżyć w lesie, a nie jak się w nim nie zgubić. Nasza wędrówka nigdy nie miała określonego celu. Chcieliśmy po prostu uciec od potworów. Teraz błąkaliśmy się po lesie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Punkt dla życia. Zero dla Leny. Niestety muszę grać dalej. Ach pewnie liczycie na jakąś rozpacz załamkę itp. z mojej strony. Bo przecież moją matką okazuje się Sally Jackson, a bratem Percy. Och nie, biedna Lena. Pewnie czuje się okropnie. Rzeczywiście czuję się źle. Myślę o tym wszystkim i wydaje mi się to odległym sennym koszmarem. Nie chcę widzieć mojej matki. Nadal nie wierzę, że porzuciła mnie z powodu przepowiedni. Właśnie. Przepowiednia. Zniszczyła moje życie!!! A tak poza tym to nie ma większego sensu. Przerobiłam każdą linijkę w myślach i jej znaczenie.



    • Dziecię Posejdona, gdy herosa pozna
      i miłością obdarzy,

        Dobra jestem dzieckiem Posejdona, ok. To się akurat zgadza. Ale niby jakiego herosa mam poznać i miłością „ obdarzyć”? Mimo, iż nie jestem jakimś małym dzieckiem( mam czternaście lat, to chyba nie jest mało?) nigdy w życiu nie zakochałam się. Nigdy. Z bardzo prostej przyczyny. Wszystkich uważałam za kretynów( zresztą nic dziwnego skoro wszyscy chłopacy z mojego otoczenia nosili lniane kimona, a w uroczyste dni spódniczki). Żaden chłopak nigdy nie przykuł mojej uwagi. No dobra w tym momencie się oszukuję. Ten chłopak, który utworzył się z dymu i powiedział przepowiednię..Nie wiem czemu, ale nie mogę go zapomnieć. Nie dlatego, że było z niego ciacho, ale miał w sobie coś takiego..Yych nie umiem tego wyrazić słowami. Czemu ja go nie mogę do jasnej cholery zapomnieć? Jego brązowych oczu koloru czekolady, ciemnych potarganych włosów, oliwkowej cery i ponurego, poważnego uśmiechu..Dobra to mi nie pomoże. Co do reszty przepowiedni czuję dziwną pustkę wiedząc, że w końcu zejdę na zawsze do podziemia. Staram się pocieszyć tym, że Percy wspomniał, iż przepowiednie często są dwuznaczne. Tylko jakoś nie ma innej definicji zejścia do podziemia i pozostania tam na zawsze jak...śmierć. Tak w końcu umrę. I to z powodu miłości. Wychodzi na to, że będzie to coś bolesnego. Ajj. Dobra Lena uspokój się. Nie pomoże ci myślenie o przyszłości. Mama tak myślała. I z powodu przepowiedni, która nie spełniła się w przeciągu czternastu lat porzuciła mnie. A dlaczego? Bo chciała poznać moją zasraną przyszłość. W kim ja kurde mam niby się zakochać? No nie umysł znów podsuwa mi obraz tego chłopaka. Czemu ten dym musiał ukazać właśnie jego? Nie mógł przepowiedni wypowiedzieć czy ja wiem...inspektor gadżet? O tak stara miłość nie rdzewieje. Ah bajki mojej młodości...
      • Tu jest jakiś strumyk. Może rozbijemy obóz? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Percy'ego – Lena co o tym sądzisz?
        Ktoś pyta mnie o zdanie. Trzeba wykorzystać tą szansę i wykazać się.
      • Ae jasne. Tak tu będzie dobrze – odpowiedziałam mojemu bratu dumna z tej wydukanej wypowiedzi.
      • A mamy jakiś koc chociaż? - spytał Percy.
      • Tak – zaświergotałam uśmiechając się sarkastycznie – mamy nawet śpiwór. Jest w plecaku. Och, zapomniałam, że został u Lucy – wypowiedź znów mocno zabarwiona ironią. Mój brat spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam ból. To nie był zwyczajny sarkazm. To było wredne. Czy ja się na nim mszczę za to, że nasza matka mnie porzuciła, a go kochała? Traktowała go jak ósmy cud świata, a mnie co? Porzuciła jak ostatniego śmiecia. Zrobiła to z powodu przepowiedni. Ale ja i tak mam to w nosie. Porzuciła mnie. Percy nigdy nie musiał się tułać po świecie. Nie zaznał życia włóczęgi. A ja? Łaziłam przez dwa lata po świecie nie mając domu i bojąc się o własne życie. Gdy choć na chwilę z Tomem powracaliśmy do cywilizacji( żeby coś ukraść) ludzie patrząc na mnie wzdrygali się, a ich spojrzenia mówiły „ Fuu idą dwa menele”. To wcale nie jest miłe. Chociaż napady na sklepy nie były najgorsze(wiecie ta adrenalina).
        Wszyscy staliśmy przez chwilę w milczeniu w niezwykle niezręcznej ciszy, którą spowodowałam. Ach, ten mój język. Czasem mam ochotę go sobie uciąć. Chociaż ...nie. Dobrze tak Percy'emu. Niech wie, że nim gardzę. Że nie uważam go za brata. Że nigdy go nie zaakceptuję jako członka rodziny. Że nienawidzę go i naszej matki!!! Tylko czemu patrząc w jego morskie oczy pełne bólu, cierpienia i frustracji czuję się źle? Czemu mam ochotę go przeprosić i przytulić? Och, to drugie to naprawdę kiepska opcja. Odwróciłam wzrok, żeby na niego nie patrzeć. Wtedy Lissa zaklaskała w dłonie twarz jej się rozpromieniła, a oczy rozbłysły.
      • Już wiem – oznajmiła podekscytowana Egipcjanka - To takie oczywiste!!! Nie wierzę, że o tym zapomniała!!
      • Co jest takie oczywiste? - zapytał Tom robiąc zdziwioną minę, która mówiła „ Oszalałaś kobieto, że tak się cieszysz czy co?”. Lissa nic mu nie odpowiedziała tylko w skupieniu zamknęła oczy i rozłożyła ręce. Zaczęła mamrotać pod nosem coś w stylu: „ No dawaj głupia egipska zdolnościo. Wezmą mnie za idiotkę jeżeli mi się teraz nie uda więc działaj!”. „ Głupia egipska zdolność” wysłuchała Lissę. Na ramiona dziewczyny jakby znikąd spadł czerwony ogromny koc, zapałki i ..Bigpaczka Leys'ów. Córka Afrodyty podbiła tym ostatnim moje serce. Chodźcie kalorie do mamusi. Zaraz w sposób w jaki przywołała te przedmioty coś mi przypomniał. Dom paryski. Magowie. Wytrzeszczyłam na Lissę oczy i spytałam zupełnie zbita z tropu: - Gdzie nauczyłaś się przechowywania rzeczy w Duat? To bardzo trudne. Ty się przecież nigdzie nie uczyłaś, co nie? Ten kretyn choć od dziecka wychowywał się w domu paryskim nie zdołał się tego nauczyć – dokończyłam teatralnym szeptem wskazując na Toma.
      • Ej – zaprotestował syn Zeusa. Wyglądał na bardzo zmieszanego. Najwyraźniej chciał zaimponować Lissie. To mi przypomniało jak wtedy weszłam do pokoju, w którym siedzieli sami i czerwona twarz Lissy, kiedy wychodziła. Czy ja im w czymś wtedy przerwała? Super jestem przeszkodą dla wszystkich.
      • Wiesz odkryłam tą możliwość całkiem przypadkowo chyba z dwa lata temu. Nie nauczyłam się na klasówkę więc miałam ściągę na kartce. No, ale cóż pani robiła przegląd...swoją drogą wredna z niej krowa, ale w każdym razie nie chciałam być tak bardzo ukarana, że wtedy no jak to tam nazwałaś..ach duat otworzył się..i upiekło mi się, bo schowałam ściągę właśnie tam – powiedziała przerywając ciszę, która przed chwilą znów zapadła.
      • Mamy zapałki, koc i pożywienie – zaczęła wyliczać Annabeth – Jest 90% szans, że przeżyjemy.
      • Będą większe jak zdobędziemy drewno na opał – powiedział Tom oparty o drzewo z założonymi rękami na klatce piersiowej.
      • Ja i Percy to załatwimy – Annabeth dała nam jasno do zrozumienia, że chce pobyć ze swoim chłopakiem sam na sam. Zaszyli się chwilę potem z Percy'm w las. I znów zapadła cisza. Przerwał ją Tom.
      • Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał Tom po chwili Lissy.
      • Ale co? - odpowiedziała mu ta pytaniem najwyraźniej zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi.
      • No skąd ci przyszło do głowy, żeby trzymać takie rzeczy w Duat? - wyjaśnił jej cierpliwie Tom.
      • Ach, bo byłam z rok temu z tatą na kilkudniowej wycieczce po pustyni. Zgubiłam się. Temperatura w nocy strasznie spadła. Było mi zimno. Znaleźli mnie, ale i tak na zawsze zapamiętałam, żeby mieć ze sobą koc i zapałki. Wyglądałabym jak kretynka idąc z tymi przedmiotami na ulice miasta przy 40 stopniach w cieniu więc..mam ja po prostu w Duat – opowiedziała nam Lissa, a ja dopiero w tej chwili coś zauważyłam. To, że się strasznie trzęsie z zimna. Jasne nam wszystkim było zimna, ale ona? Przecież wychowywała się w mega upalnym kraju, a teraz siedziała w zimną noc w luźnej piżamie. Jej to dopiero musiało być zimno! Tom najwyraźniej tak samo jak ja to zauważył, bo powiedział: - Przytul się do mnie. Ogrzeje cię.
        Lissa chciała chyba zaprotestować, ale jej szczękające z zimna zęby mówiły sama za siebie. Nie chętnie przysunęła się do Toma i położyła głowę na jego ramieniu. On objął ją w pasie, opatulając dodatkowo kocem i trąc jej ramiona tak, żeby się rozgrzała. Lissa zamknęła oczy i najwyraźniej nie było jej już zimno. Wyglądała na odprężoną.
      • Lena sprawdź co z Percy'm i Annabeth. Dość długo już nie wracają – zwrócił się do mnie Tom. Przekaz był jasny. „ Spadaj Lena, chcemy być sami.” Nie dziwię mu się. Gapiłam się na nich jak kretynka. Na jego miejscu pewnie sama bym siebie wygoniła. Zagłębiłam się więc w las zostawiając ich w spokoju. Usłyszałam głosy Percy'ego i Annabeth, ruszyłam w tamtą stronę. Zamarłam, gdy przysłuchałam się lepiej ich rozmowie. Rozmawiali o mnie. Ukryłam się za krzakami, żeby lepiej widzieć i słyszeć co mówią.
      • Ale ona nie rozumie, że to moja wina? Mi naprawdę zależy, żeby była moją siostrą. Wiesz kochanie taką prawdziwą. Chcę nadrobić te lata. Wiesz jak ona bardzo przypomina mi wyglądem mamę? Tylko włosy i uśmiech ma jak ja i Posejdon – głos należał do Percy'ego.
      • Ale zachowuje się jak ty glonomóżdżku – tym razem to Annabeth. Stała tyłem do swojego chłopaka i zbierała drewno. Ten siedział tylko zrozpaczony i rysował patykiem w ziemi.
      • Może byś mi pomógł? – spytała Annabeth nawet się nie odwracają. Percy nic nie odpowiedział, ale w tym momencie na jego twarz pojawił się uśmiech.
      • Annabeth – powiedział przedłużając ostatnia sylabę jak małe dziecko i podchodząc od tyłu do dziewczyny, która nie była niczego świadoma.
      • Hm?
      • Wiesz jest tylko jeden koc. Chyba nie zmieścimy się wszyscy. Pomyślałem, że tu zostaniemy i....skorzystamy z okazji!! - na te słowa chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia. Percy obrócił ją w swoją stronę chcąc ją pocałować. Gdy jego usta przybliżyły się do jej ust..Percy syknął i upuścił Annabeth. Córka Ateny ugryzła go w wargę!
      • Takie rzeczy tylko po ślubie – oświadczyła Annabeth uśmiechając się figlarnie i wycofując się do tyłu.
      • To my planujemy ślub? – Percy roześmiał się. Ruszył ku Annabeth chcąc ją znów złapać, ale ta wybiła się z całej siły stopami od ziemi tak wysoko, że chwyciła się rękami grubej gałęzi drzewa podciągnęła i wylądowała na drzewie.
      • Wiesz wszystko zależy od ciebie. Ja się nie oświadczę – Annabeth też się roześmiała. Percy jęknął cicho: - To ja mam się oświadczyć?
      • Nie, Lena wiesz – nie dostrzegłam wyrazu twarzy Annabeth, ale byłam pewna, że uśmiechnęła się sarkastycznie.
      • Mam ją zawołać? – spytał Percy rozbawiony patrząc na drzewo, na którym siedziała jego ukochana. Annabeth zeskoczyła lądując Percy'emu na barkach. On uniósł lekko głowę, a ta pochyliła się tak, że ich usta zetknęły się w pocałunku. Jednym słowem...FUUUUUUUUUU. Gdy oderwali się od siebie, a Annabeth osunęła się na własne stopy uznałam, że mogę wyjść z ukrycia i udawać, że dopiero przyszłam. Poszłam z Percy'm i Annabeth na polanę, na której czekali na nas Tom i Lissa. Spodziewałam, że nadal się będą „grzać”, ale scena, która się tam rozgrywała była obrócona o 180%. Lissa już nie tuliła się do Toma tylko stała wściekła z założonymi na piersiach rękami. Syn Zeusa patrzył na nią z zdumioną miną nadal w pozycji siedzącej.
      • Skoro trzeba jej pomóc, bo jest taka delikatna i ładna to proszę bardzo. Sam to rób. Ja nie będę nastawiać karku – mówiła Lissa przez zaciśnięte
        zęby.
      • Ale ona potrzebuje naszej.. - zaczął Tom, ale Lissa nie słuchała go tylko obróciła się w nasza stronę ignorując go. Ciekawe o co im poszło?
        Rozpaliliśmy ognisko w milczeniu. Wbrew obawom Percy'ego pod kocem zmieściliśmy my się wszyscy. Ułożyliśmy się tak: Percy, Annabeth, Lissa, ja i Tom. Annabeth oparła głowę na ramieniu Percy'ego. Przypomniało mi to jak Tom w domu paryskim zawsze w nocy tulił się do misia większego od niego. Odwróciłam się więc do niego i powiedziałam: - Tylko spróbuj się do mnie przytulić, a ci przywalę jasne?
        Tom kiwnął lekko głową. Miał już zamknięte oczy. Już zasypiał. Ja też zamknęłam oczy i przytuliłam policzek do wilgotnej trawy. Tej nocy miałam koszmarny sen. Nie było w nich potworów. Było coś o wiele gorszego. BYŁ TAM CHŁOPAK.
        .............................................................................
        Płynęłam przez Styks w łodzi z jakimś kolem w kapturze. To chyba...Charon. Nie polecam nikomu wyprawy do podziemia. Nikomu o słabych nerwach. Jest tu ciemno i zimno. Łódź skrzypiała pod moimi stopami. Czy ona wytrzyma mój ciężar? Przecież jest wykonana dla duszy, które nie ważą nic, a nie dla czterdziestu pięciu kilo. Nad moją głową wisiało czarne sklepienie, które wyglądałoby zupełnie jak nocne bezchmurne niebo, gdyby nie zwisające z niego stalaktyty. Wokół mnie na łodzi cisnęły się dusze. Wszystkie w czarnych kapturach. Gdy usiłowałam skupić na nich wzrok bladły i prawie całkowicie znikały. Spojrzałam na otaczającą nas wodę – Styks. Jest zanieczyszczona. Pełno w niej śmieci. Zabawek, zdjęć, starych dyplomów..
      • To zniszczone marzenia – usłyszałam chłopięcy głos. Drgnęłam i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to. To był jakiś chłopak. Widziałam jego twarz, ale po przebudzeniu już jej nie pamiętałam. Tylko to, że był przystojny i ubrany na czarno( zupełnie jak ja).
      • Nie jesteś duchem, prawda? - spytałam się go.
      • Tak, nie jestem. Jestem herosem. Jak ty. No i z pewnością nie jestem trupem – odpowiedział uśmiechając się lekko.
      • O to witaj w klubie. Ja też żyję – powiedziałam.
      • Wiem, że żyjesz – szepnął jakby sam do siebie. Ale tajemniczy.
      • Aha, to super. Słuchaj właściwie dokąd my płyniemy? - zadałam to pytanie niby od niechcenia.
      • Do krainy umarłych. Jedni zmarli chcą z tobą porozmawiać. Służę mojemu Oj..znaczy Panu Hadesowi i jednym z moich zajęć jest pomoc żywym w porozmawianiu z umarłymi, którzy chcą im dać...jakąś wskazówkę – opowiadał chłopak.
      • Jak ta z „ Zaklinaczki Duchów? - spytałam przypominając sobie serial, który oglądałam przed zagładą domu paryskiego. Byłam fanką.
      • Oglądasz to? - chyba był tym bardzo zaintrygowany, a może nawet ...zafascynowany?
      • Jak jeszcze miałam dom – przyznałam. Nie pytał. I dobrze. Łódź dobiła do brzegu. Zmarli wyszli i zaczęli sunąć w prawą stronę. Ruszyłam za nimi, ale mój przewodnik chwycił mnie za rękę i powiedział: - Nie tędy. My idziemy w drugą stronę.
        Poszliśmy więc w drugą stronę. Krajobraz kojarzył mi się z plażą. Tyle, że z ostrych czarnych skał. Było mi dziwnie przyjemnie, gdy trzymałam tego chłopaka za rękę i nie puszczałam go przez całą drogę. Była lodowata. Lubię lód...Lena o czym ty myślisz? Chyba się zaraz walnę w ten mój durny łeb. Tak zdecydowanie świruję w tym Hadesie.
      • Jesteśmy na miejscu – oświadczył chłopak i zatrzymał się co sprawiło, że moje ciało poszło dalej, a ręka wpleciona w jego rękę została tak, że prawie się przewróciłam. Na szczęście mnie złapał. Chociaż w sumie sama już nie wiem czy na szczęście czy też na nieszczęście. Szczęście, że nie wylądowałam na tym podłożu co by zapewne bolało. Nieszczęście? Złapał mnie właśnie ten chłopak i to jeszcze z tym zabójczo słodkim uśmiechem i powiedział: - Uwaga, bo się pokaleczysz Foczko.
      • Po pierwsze, zabieraj łapy. Po drugie jak mnie nazwałeś? - odparowałam wściekła i cała czerwona na twarzy.
      • Po pierwsze już się robi – powiedział i ustawił mnie do pionu – Po drugie, nazwałem cię foczką, bo jesteś córką Posejdona. To chyba logiczne, nie?
      • Skąd wiesz, że jestem córką Posejdona? - zapytałam krzyżując ręce na piersi, bo co nie kont wydawało mi się to podejrzane, że wiedział to mimo, że nie zdradziłam mu tego.
        On tylko parsknął rozbawiony: - Żałuj, że nie widzisz swojej miny foczko. A co do twojego pochodzenia wiem o nim, bo pachniesz morzem.
      • Nie mów do mnie foczko – warknęłam.
      • Dobrze foczko – wyszczerzył zęby chłopak.
      • Jesteś małym, wkurzającym Chu.. - zaczęłam, ale przerwał mi jakiś kobiecy oschły głos: - Heleno Jackson czy na pewno chcesz dokończyć tą wypowiedź w obecności babci?
        Odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos. Stał tam duch jakiejś kobiety po trzydziestce o oschłej twarzy. Zamarłam. Miała identyczne oczy jak ja i moja mama. Ciemnoniebieskie. Prawie granatowe. W pasie obejmował kobietę duch jakiegoś mężczyzny o promiennym uśmiechu na twarzy. Byli chyba małżeństwem.
        - Ehm, jakiej babci? - spytałam całkowicie zbita z tropu.

Kobieta przewróciła oczami i zwróciła się do męża: - Edwardzie ona nie wie kim jesteśmy.

Mężczyzna nie zwracał na żonę uwagi tylko patrzył na mnie, a w jego oczach było wzruszenie i duma.

  • Helenka? Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś podobna do swojej matki. Do mojej córeczki – pod koniec głos mu się załamał. Wtedy mój mózg przetworzył informację „ Lena to twój dziadek”.
  • Jesteście ee.. martwi, tak? - powiedziałam niepewnie.
  • Nie widać dziecko – warknęła babcia.
  • Louise bądź wyrozumiała, ona jest w szoku - próbował załagodzić sytuację dziadek.
  • Tak i ma inteligencję po tobie – zadrwiła kobieta. Jej to chyba nie była jedna z tych starych siwych babć, które szyją na drutach.
  • No, umarliście się chyba młodo – odezwałam się uprzejmie.
  • Nie podlizuj się dziecko – prychnęła babcia – nie lubię takich zachowań, żeby zasłużyć na moje uznanie musisz wykazać się w boju. Jestem córką Aresa – zakończyła wypinając dumnie pierś.
  • Ty też jesteś czy..też byłaś heroską, babciu?? - wydukałam niepewnie i spuściłam wzrok przy ostatnim słowie.
    Przytaknęła głową. Staliśmy chwile w milczeniu, ale ciszę przerwał ten chłopak chrząkając i mówiąc: - nie chcę was pospieszać, ale macie nie wiele czasu.
  • Bezczelny chłopak – mruknęła babcia, a po chwili powiedziała już głośno: - A więc dobrze to tak Heleno pamiętaj zawsze używaj lodu. Woda nie jest dla ciebie. Lód to twój żywioł. Kiedyś dzięki niemu zyskasz potęgę godną bogów.
    • Helena wybacz matce. Porozmawiaj z bratem. Przekaż Sally, że ją kochamy. Nawet jeżeli była tak mała kiedy zginęliśmy i nas nie pamięta my zawsze z nią byliśmy – powiedział dziadek. Uśmiechał się zupełnie jak mama. Coś ścisnęło mnie w sercu.
    • Żegnaj Heleno – powiedziała babcia i oboje z dziadkiem rozpłynęli się. Zapadła cisza.
    • Musisz już iść – oświadczył chłopak.
    • Acha, fajnie cię było poznać – wydukałam. Chłopak podszedł do skalnej, czarnej ściany i dotknął ją dłońmi. Pod jego dotykiem nierówna chropowata powierzchnia zamieniła się w mroczny galaretowaty portal.
      Opadła mi szczęka.
    • Jak ty to.. - wymamrotałam w totalnym szoku, a on w odpowiedzi uśmiechnął się tylko.
    • To znaczy na mnie już pora – oświadczyłam zachowując resztki godności. Nie mogłam mu dać satysfakcji robiąc z siebie idiotkę.
    • Mam przez to przejść? - dodałam po chwili niepewnie podchodząc do portalu. Chłopak kiwnął głową. Odwróciłam się do niego tyłem i już miałam przekroczyć portal, kiedy nieznajomy chwycił mnie za rękę i ...pocałował ją mówiąc: - Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy foczko.
      Patrzyłam na niego chwilę oszołomiona po czym wzięłam rozbieg i skoczyłam w portal. Na moim nadgarstku nadal czułam jego usta. Fuu..będę musiała umyć rękę. Tylko czy ja tego na pewno chcę? Obudziłam się. Znów byłam w swoim ciele.
      .................................................................................

Policzek miałam wciśnięty w wilgotną trawę. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po otoczeniu. Nadal była noc. Wszyscy spali. Wszyscy z wyjątkiem Percy'ego. Nie było go pod kocem. Nie ma go tu więc jest gdzie indziej. Tak wiem mój mózg świetnie pracuje po śnie( wyczuwacie tą ironię?). Postanowiłam poszukać brata. Wstałam więc najciszej jak umiałam i ruszyłam w stronę lasu.

  • Hej tutaj jestem – usłyszałam cichy głos rozlegający się tuż nade mną. Spojrzałam w górę. Na grubej gałęzi drzewa siedział Percy.
  • Złaź stamtąd małpo – rozkazałam mu tupiąc nogą. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
  • Nie zejdę. Sama musisz tu przyjść – oświadczył całkiem poważnie.
  • Po co? - spytałam podejrzliwie.
  • Chcę porozmawiać.
  • O czym?
  • O naszej rodzinie – szepnął Percy. Wdrapałam się na drzewo i usiadłam obok niego.
  • O tym jak matka mnie porzuciła? – warknęłam. Percy spojrzał na mnie żałośnie: - Lena to nie było..
  • Tak? A jak? Porzuciła mnie. Ciebie wychowywała, mnie odrzuciła. Ciebie kochała, mnie nie chciała. Miałeś idealne wprost bajkowe życie – krzyknęłam przez łzy, których nie mogłam powstrzymać. W tej wypowiedzi wyleciały wszystkie moje żale i uczucia na zewnątrz. W oczach mojego brata pojawił się gniew. Zdziwiło mnie to.
  • Tak? Bajkowe życie? Nie mów o rzeczach, o których nie wiesz!! - ryknął. Zamrugałam kompletnie zbita z tropu, ale nie trwało to długo, bo chwilę później przystąpiłam do kontr ataku.
  • Ach tak, a o jakich niby sprawach? - wydarłam się tym razem ja na niego. Percy jakby dopiero teraz uświadomił sobie co powiedział, bo twarz mu gwałtownie złagodniała: - Przepraszam cię Lena. Bo widzisz moje życie nie zawsze było – tu wziął gwałtownie oddech – takie jak teraz. Gdy miałem jakieś sześć lat wyszła za mąż za okropnego faceta. Gaba'e Ulgiano. Nienawidził mnie. Znęcał się nade mną i mamą – głos załamał mu się.
  • Czemu to zrobiła? – spytałam patrząc na mojego brata i po raz pierwszy raz w życiu nie wiedząc co zrobić. Byłam bezradna.
    Percy uśmiechnął się ponuro: - Chciała mnie chronić. Okropny zapach Gabe'a odstraszał potwory. Maskował mój zapach półboga. Powiedziała mi to dopiero, gdy Meduza zamieniła go w kamień, to długa historia – uciszył mnie, bo już chciałam się spytać o co chodziło z tą meduzą.
  • Kilka lat potem mama poznała Paula. Wiesz on jest naprawdę fajny – kontynuował swój monolog Percy.
  • Więc zrobiła to, żeby cię chronić, tak? - w mojej głowie zrodziła się pewna myśl – mnie też chciała chronić, prawda?
  • A jak myślisz Lena? - odpowiedział mi Percy pytaniem – Wrócisz ze mną do domu? Spróbujemy być rodzeństwem?
    W odpowiedzi rozpłakałam się tylko i przytuliłam do niego.
  • Percy? - spytałam po chwili.
  • Hm?
  • Możecie nadal mówić do mnie Lena? Helena brzmi głupio.
    Percy wyszczerzył w odpowiedzi zęby w uśmiechu: - Wiesz ja tak naprawdę nie jestem Percy. To skrót. Moje pełne imię brzmi Perseusz.
    Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
  • Percy co myślisz o mojej przepowiedni? - to pytanie cisnęło mi się na usta od dłuższego czasu. Poczułam wielką ulgę wyrzucając to wreszcie z siebie. Jego twarz zrobiła się nagle żałosna, a ja coś zrozumiałam: - Ty wiesz co za chłopak wtedy utworzył się z mgły prawda?
  • Lena to nie jest temat na teraz..
  • Właśnie, że jest!! Mów!! - rozkazałam – Kto to był!! Chcę wiedzieć!!
    Percy westchnął ciężko i wyszeptał do swoich stóp:
  • To był Nico Die Angelo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz