Dzisiaj jej chcę dedykować tan rozdział.
- Kto się tak darł? - spytała Lena ziewając głośno – chcę spać.
- Może tata Lucy miał koszmar? - podsunąłem z nadzieją.
- Niestety – powiedziała Annabeth bawiąc się swoim sztyletem – obawiam się, że to nie tata Lucy.Ruszyliśmy powoli w dół po schodach. Weszliśmy do salonu. Scena, którą zobaczyłem tam zmroziła mi krew w żyłach. W kącie siedziała podkulona Lucy. Jej ręka krwawiła. Nad nią pochylała się jakaś postać trochę niższa ode mnie. Ubrana była w długą brudną spódnicę, stary pomarańczowy sweter i chustę zawiązaną na głowie. To była jakaś starsza pani. Uniosła rękę jakby chciała uderzyć Lucy.
- - Juhu – zawołałem. Podziałało. Staruszka zesztywniała. Lucy uniosła lekko głowę. W jej oczach widziałem ból i strach. Nasze spojrzenia spotkały się. „ Uciekaj” wyszeptała bezgłośnie. Nie zamierzałem jej posłuchać. Staruszka odwróciła się. Wtedy pożałowałem, że nie posłuchałem Lucy. Kobieta( o ile tak to można nazwać) miała bladą twarz pomarszczoną jak suszony owoc( ale poważnie była tak pomarszczona, że jej zmarszczki miały własne zmarszczki). Oczy miała przekrwione pełne nienawiści i groźby. Włosy wystające spod chusty były białe( W każdym razie byłyby, gdyby nie to, że było w nich mnóstwo kurzu i paprochów. Staruszka zamiast paznokci miała szpony. Na nasz widok uśmiechnęła się szeroko. Zamiast zębów miała spore kły. To był potwór.
- -Zostaw naszą przyjaciółkę – powiedziałem próbując zgrywać twardziela. W rzeczywistości czułem, że jeszcze trochę, a będę miał mokro w majtkach ze strachu.
- -Mam rozkaz od pani zgładzić ją – syknęła.
- -A kim właściwie jest twoja pani o straszliwa..? - zaczęła Annabeth.
- -Kikimoro – powiedział z dumą w głosie stwór, miała bardzo skrzekliwy głos – imię mojej pani to nie rzecz przeznaczona dla waszych uszy Heroski.
- -Skąd wiesz kim jesteśmy? - spytała Annabeth uważnie oglądając twarz potwora. Nie rozumiałem po co jej te wszystkie pytania.Kikimora roześmiała się:
- -Moja pani zjednoczy nas wszystkich. Nas wyrzutków. Uwolni wasze potwory z Tartaru. Wszystkie. Weźmie mnie i moje córki do walki. Połączy wszystkie starożytne potęgi zła. Pokonamy marnych bogów. Was herosów, magów nawet orły..
- -Jakie orły? – spytała Annabeth szybko, a ja wtedy zrozumiałem czemu bawi się w to zadawanie pytań. Odwracała uwagę Kikimory od Percy'ego, który zakradał się od tyłu z orkanem w zamiarze zabicia stwora.Kikimora znów się roześmiała, a mnie aż przeszedł dreszcz na dźwięk tego odgłosu:
- Naprawdę nie wiecie na czyim terytorium się znajdujecie? - powiedziała, a my pokręciliśmy tylko głowami – Ach to chyba ułatwia sprawę. Nie będziecie mogli poprosić ich o pomoc, a ja mogę was z łatwością zabić. Oj tak zabić..Pani będzie dumna – powiedziała sycząc ze szczęścia. Wtedy Percy uniósł Orkan gotów wbić go w plecy Kikimorze..I odrzuciło go coś do tyłu. Wylądował na ścianie tuż obok Lucy z głośnym ŁUUP.
- -Głupie Heroski – zasyczała Kikimora – Myślicie, że dam się tak łatwo? Jestem najstarszą Kikimorą, matką wszystkich Kikimor. Mam magiczną ochronę od mej pani. Nie możecie się do mnie zbliżyć chyba, że wam pozwolę. Poddajecie się czy zginiecie w walce.Annabeth i Lissa wyjęły sztylety. Nałożyłem strzałę na cięciwę łuku. Lena najwyraźniej zaspana zapomniała broni. W ręku miała konewkę, którą zabrała Demeter( czytaj rozdział 5, przypis od autorki).
- Herosi walczą do końca – powiedziała Annabeth przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Rzuciły się jednocześnie z Lissą na Kikimorę. Odepchnęło je do tyłu( kto by się tego spodziewał, tak to był sarkazm). Co miałem zrobić? Wiedziałem, że to bezsensowne, ale wystrzeliłem z łuku w potwora. Strzała zawróciła. W ostatniej chwili zrobiłem unik. Jakbym nie zrobił tego byłby szaszłyk ala Tom. Strzała wbiła się w ścianę za mną. Lena zrobiła coś co zdziwiło wszystkich. Rzuciła w Kikimorę konewką. Potwór uznał broń za coś niegodnego swojej magicznej obrony, bo zrobiła po prostu unik.
- To za mojego brata zołzo – oświadczyła córka Posejdona. Znów poczułem to ukłucie zazdrości. Lena mówiła o Percym. To on teraz był jej bratem.
- -Zabiję was heroski – syknęła Kikimora obnażając kły.
- -Żono zostaw tych biednych ludzi – powiedział cichy głos wydobywający się z kąta. Spojrzałem w tamtą stronę. Siedział tam brzydki dziadek o dobrotliwej twarzy w wersji mini.
- -Cicho siedź – wysyczała Kikimora. Mężczyzna skulił się jeszcze bardziej ze strachu.
- -Zaraz, żono? Jesteś jej mężem, tak? - spytałem szybko w nadziei, że mamy jakieś szanse wyjść z tego cało.
- -Tak. Jestem Domowik. Pomocniczy duch słowiański – powiedział z ciepłym uśmiechem.
- Pomożesz nam? - spytała błagalnie Annabeth podnosząc się z podłogi.Domowik coś chciał odpowiedzieć, ale Kikimora warknęła: - Nie waż się.
- -Kikimora sprzedaj mi twarz – powiedziałem zanim zdążyłem się pohamować. Stwór przechylił zdumiony głowę.
- -Ehh ..co? - wycharczała zbita z tropu.
- -No bo po co ci dwie dupy – kontynuowałem jakby od niechcenia chociaż wszystko zależało od tej rozmowy.
- E Tom to nam chyba nie pomoże – powiedziała Lissa niepewnie patrząc na wściekłą Kikimorę.
- Co powiedziałeś? - syknęła wściekła zmora.
- No bo wiesz niby masz wszystko, a jednak hmm..chociażby dajmy taką Annabeth. Nie jesteś, aż tak powalająco piękna jak ona – mówiłem dalej wzkazując na córkę Ateny, która pojęła, że mam plan, a teraz próbowała go rozgryźć przyglądając mi się.
- Ty to niby masz oceniasz? - warknęło monstrum.
- Och, ja? Ja nie. Ale mam magiczne urządzenie hm..tak naprawdę wspaniały gadżet, który ocenia urodę.
- Jaki przedmiot? - powiedziała Kikimora oblizując wargę – Masz go przy sobie?
- Na górze w pokoju – powiedziałem beztrosko machając ręką jakby to był nieważny drobiazg.
- Przynieś go – syknęła podniecona – Chcę udowodnić, że jestem najpiękniejsza.
- Dobra mogę przynieść – odpowiedziałem wzruszając ramionami. Odwróciłem się już, żeby pójść na górę, kiedy Kikimora krzyknęła: - Czekaj.Zamarłem z nogą na pierwszym stopniu.
- Domowik pójdzie z tobą. Nie uciekniesz mi nigdzie z tym przedmiotem. Chcę go mieć. Domowik pilnuj go – zakończyła zmora rozkazem. Ruszyliśmy z Domowikiem do góry po schodach. Gdy weszliśmy do pokoju od razu rzuciłem się do mojego plecaka leżącego w koncie. Zacząłem w nim grzebać. Powinno być. Gdzieś tu to dawałem..Jest. Pochwyciłem pudełeczko takie, z którego powinien wyskakiwać pajacyk. Prezent od Piper. Poszperałem jeszcze w szufladach. Wyjąłem kartkę i długopis. Nabazgrałem na papierze „ Dla najpiękniejszej”.
- Możemy wracać na dół.Wyszliśmy z pokoju i wróciliśmy na dół.
- I co masz? - spytała nagląco Kikimora.
- Tak – powiedziałem. Wyciągnęła dłonie chcąc zabrać pudełeczko, ale uprzedziłem ją mówiąc: - Zanim jednak ci je dam musisz coś wiedzieć.
- Co? - spytała ponaglającym tonem zamierając w pół czynności.
- Otóż ten magiczny przedmiot jest moją własnością i utraci swą moc z chwilą mojej śmierci. Rozumiesz o co mi chodzi? - powiedziałem do Kikimory.Drapała się chwilę po głowie intensywnie myśląc.
- Nie mogę cię zabić, prawda? - powiedziała żałośnie.
- Aha – potwierdziłem.Kikimora jęknęła żałośnie.
- A je mogę zabić? - spytała wskazując na Lissę, Lenę i Annabeth.
- A jak sprawdzimy, która jest najpiękniejsza? - odpowiedziałem pytaniem.Stwór westchnął: - Zademonstruj więc mi to.
- Okej – powiedziałem. Zacząłem drżącymi rękami kręcić korbkę pudełka. Kikimora przyglądała się uważnie moim poczynaniom. Pudełko zaczęło dziwnie dygotać po około minucie. Wiedziałem, że to znak, iż mam upuścić pudełko. Upuszczony przedmiot zaczął się powiększać. Odsunąłem się. Dobrze postąpiłem, ponieważ miejsce, w którym chwilę wcześniej stałem znajdowała się duża złota klatka. Dorosły człowiek mógłby się w niej spokojnie zmieścić.
- Jak dokładnie działa? - spytała Kikimora nieufnie obchodząc klatkę dookoła uważnie się jej przyglądając.Roześmiałem się.
- Och to bardzo proste. Każda z was próbuje wejść do klatki. Tej, której uda się przekroczyć próg wygrywa. Proste. Ale jest jedno, ale. Ta, której się nie uda na zawsze pogrąży się w agonii i bólu – powiedziałem, a Lena podkreślając dramatyczność sytuacji zrobiła „ Ta ta ta!!”. Ona naprawdę jest tępa.
- Jeszcze jedno – powiedziałem i podbiegłem do klatki zawieszając na niej kartkę tą sama, na której uprzednio napisałem „ Dla najpiękniejszej.”
- Może na pierwszy ogień...Annabeth, złotko. Pierwsza ty. - powiedziałem akcentując to jak bym był francuskim sławnym projektantem mody. Córkę ateny wybrałem specjalnie pierwszą bo byłem pewien, ze wie na czym polega mój plan.Annabeth zachichotała jakby była głupią blond modelką.
- Oczywiście – powiedziała odrzucając jasne loki do tyłu. Ruszyła w stronę klatki. Postawiła stopę na progu i ..
- Aaaa – wrzasnęła odskakując jak oparzona. Upadła na podłogę. Tam zaczęła się miotać krzycząc: - O nie . Ała. Tylko nie to!! Zwijam się w agonii i bólu. Jestem przebrzydka.
- Annabeth odpada – podsumowałem – Która chce następna spróbować? - dodałem po chwili zwracając się w stronę Lissy i Leny.
- Ja – powiedziała Lissa podnosząc rękę. Ona też już pojęła na czym polega mój plan.
- Jestem przepiękna. Mi na pewno się uda – powiedziała zarzucając ręce na boki i ruszyła krokiem godnym modelki w stronę klatki. Jej czarne włosy kołysały się lekko. W prawo w lewo. W prawo w lewo. Opalona skóra lśniła niesamowitym blaskiem. O bogowie czy ona rzuciła na mnie jakiś czar Afrodyty, żebym jeszcze bardziej żałował, że przerwano nam pocałunek? I tak żałuje. I to bardzo..
- Aaach – krzyknęła z niebywałym wdziękiem w chwili, gdy dotknęła stopą progu – jestem prze brzydka – powiedziała i padła obok Annabeth również udając, że zwija się z bólu.
- Och, ale mi się nic nie stanie. Ja jestem niezaprzeczalnie piękna – powiedziała Lena zarzucając swoimi czarnymi potarganymi włosami. Podeszła do klatki i zanim jej dotknęła wykrzyknęła: - Zwijam się w bólu i duponi..czy co tam to jest... Padła obok dziewczyn miotając się po ziemi i drąc niemiłosiernie. Odwróciłem się do Kikimory.
- Teraz chyba ty.. - zacząłem, ale przerwał mi Percy, który podźwignął się z trudem na drżących nogach z konta i oznajmił z pewnym przekonaniem: - To ja. To ja jestem najpiękniejszy.Chwiejnym krokiem jęcząc z bólu ruszył do klatki.Annabeth chyba chciała się poderwać i pomóc Percy'emu, ale wiedziała, że cały plan poszedłby wtedy w pizdu.
- Tom pomóż mu – wyszeptała Annabeth. W oczach miała łzy. Podbiegłem do jej chłopaka i pozwoliłem mu się wesprzeć się na moim ramieniu. Podeszliśmy do klatki. Percy zawiesił stopę nad progiem:
- O nie jestem brzydki. Mogę się pożegnać z karierą modela – powiedział i osuną się obok swojej dziewczyny. Na chwilę zapanowała cisza.
- Zsuwka – syknęła Kikimora odsuwając mnie na bok.
- Jestem najpiękniejsza i to udowodnię – powiedziała i przekroczyła próg włażąc do klatki. Na to tylko czekałem. Zatrzasnąłem klatkę.
- Jestem najpięknie..ej!! Wypuść mnie!!! Wpuść!! - zaczęła krzyczeć Kikimora. Nie słuchałem jej. Nie miałem litości. Ona zabiłaby nas bez skrupułów. Dotknąłem małej złotej korbki zboku klatki. Zacząłem nią kręcić. Klatka zaczęła się kurczyć. Kikimora wrzeszczała jeszcze bardziej. Klatka zmieniła się z powrotem w pudełko z pajacem. Wyrzuciłem je przez okno.
- Uratowaliście mnie od niej. Była okropna żoną – powiedział Domowik.
- Nie gadaj – rzuciłem z sarkazmem.
- Tom bądź milszy – skarciła mnie Lissa, a następnie zwróciła się do Domowika – panie Domowiku, uważam, że powinien się pan rozwieść. Znaleź sobie milszą żonę.
- Milszą żonę? Tak zrobię dobra panienko. Żegnajcie. Macie moje błogosławieństwo, teraz wszystko będziecie rozumieli po Polsku. Bywajcie przyjaciele – powiedział Domowik – pospieszcie się z poszukiwaniem Rei. Będą próbowali ja porwać – powiedział i znikł.
- Percy – jako pierwsza odezwała się Annabeth załamującym głosem podchodząc do swojego chłopaka – ja jestem okropna dziewczyną to przeze mnie stałeś się ranny..Percy zamknął jej skutecznie usta pocałunkiem. Ładna była z nich para.Podszedłem do Lissy, która również patrzyła na zakochanych z lekkim uśmiechem.
- Ej może weźmiemy z nich przykład. Wiesz taka nagroda za ocalenie was.. - zacząłem, ale Lissa dała mi kuksańca w bok i powiedziała: - Dzięki za uratowanie. A o buziaku możesz sobie pomarzyć – mimo tych słów i tak zaczerwieniła się mocno i spuściła wzrok.
- -Ej zakochani spadamy z tond. Trochę spieszy nam się po Reę – powiedziała Lena.
- -Właśnie idziemy nie ma czasu do stracenia – oznajmił Percy, który już się odkleił od Annabeth. Oboje byli lekko zaczerwienieni. Mieliśmy już wyjść przez drzwi boczne, gdy wtedy ktoś złapał mnie za rękę. To była Lucy.
- - Tom odnajdź moją rodzinę, dobrze?- powiedziała.
- -Obiecuję – powiedziałem i wszedłem w chłodną noc.
Staruszek ukrył się w swoich łachmanach. Nadzieja minęła. Kikimora ruszyła powoli w naszą stronę delektując się naszym strachem. Bezsilnością. Nie miała żadnych słabych stron. „ Nawet najsilniejsi mają słabe strony. Bardzo oczywiste. Tak oczywiste, że na pierwszy rzut oka ich nie ma” zabrzmiał mi w głowie głos mamy. Dziwne. Nie pamiętam, żeby mi to kiedyś mówiła. Hmm oczywiste? Tak...No jasne!!
Rozdział
X
Wpadliśmy
na dziewczyny, które również zaniepokojone wyszły na korytarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz