Dedykuje ten rozdział K.
Normalnie lubię szybką jazdę. Naprawdę. Ale przestaje mi się podobać, kiedy na ogonie siedzi mi wianuszek radiowozów z wściekłymi policjantami w środku. A już zwłaszcza, gdy powodem ich złości jest ciemnowłosy (dodam, że niezwykle przystojny i umięśniony) dziewiętnastolatek, który włamał się im do systemu. Osobiście go nie znam.
- I jak się podoba? Tak narzekałaś, że ostatnio brakuje ci ruchu.
Moja żona obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem.
- Jest fantastycznie – przewróciła oczami – Tylko następnym razem wolałabym rolki albo romantyczny jogging o poranku, Glonomóżdżku.
- Przecież o dwunastej masz wykłady – uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- O P O R A N K U, Percy. Dla ludzi, którzy nie mają pracowitości leniwca to znaczy około szóstej, siódmej...
- Chcesz mnie budzić w środku nocy? Annabeth, nie, wiem jak ci to powiedzieć, ale z podkrążonymi oczami nie jesteś za atrakcyjna... - gdy się żeni z heroską, córką Ateny, trzeba uważać na co się mówi. Kobieta zmierzyła mnie kolejnym przerażającym spojrzeniem szarych oczu i sięgnęła do kieszeni...o,bogowie! Wyjęła z niego pistolet. Obawiałem się, że zamierza właśnie przeprowadzić niezwykle szybki i skuteczny rozwód, ale nic się takiego ,dzięki wszystkim bogom nawet Aresowi, nie stało. Annabeth odwróciła się przez ramię, a moje uszy wypełnił odgłos strzałów. Spojrzałem w lusterko, a mały Percy Jackson we mnie liczył na scenę jak z dobrego thilera. Dużo krwi, przewrócony do góry nogami samochód, a na końcu wielki wybuch, który przeżywa tylko główny bohater i jego piękna dziewczyna. Przez myśl przemknęło mi, że jeśli Annabeth nie zapomni mojej dzisiejszej uwagi to najprawdopodobniej przeżyje tylko piękna dziewczyna.
Niestety zamiast zobaczyć scenerię w stylu „Szybcy i wściekli” byłem świadkiem raczej „Barbie i Magia Tęczy”. Cały widok z tylniej szyby został zasłonięty przez miniaturową tęczę.
- Annabeth...?
Schowała pistolet w kieszeni i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Skręć tam w prawo, w tą uliczkę i zatrzymaj się – oznajmiła dodatkowo pokazującym placem w wybranym kierunku. Uniosłem brew.
- To chyba nie najlepszy pomysł... - zaprotestowałem ostrożnie – Z tego co wiem jeśli się ucieka to chyba trzeba to robić w miarę możliwości jak najszybciej...Może zatrzymam się już teraz, żeby panowie nie musieli marnować paliwa na skręty?
Annabeth zmarszczyła gniewnie brwi, zadzierając przy tym swój zgrabny nosek. Jest taka śliczna, gdy się złości...
- Gdyby nie fakt, że prowadzisz, a ja nie chcę zginąć w wypadku to zostałabym wdową – odwarknęła.
Ponieważ ufam Annabeth i już nie raz wyciągnęła nas z niezłych kłopotów (wcale nie dlatego, że była w tym momencie wyjątkowo przerażająca) wykonałem jej ...hm..prośbę, polecenie, rozkaz?
Gdy już zaparkowałem przy krawężniku ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu moja żona najspokojniej w świecie wysiadła. Wyglądała na wyluzowaną, wręcz jakby odetchnęła z ulgą. Odczekałem kilka minut, ale nie zauważyłem żadnych radiowozów. Z jednej strony szkoda, mają taki ładny niebieski kolor...
Rozejrzałem się tak dla pewności i pokonałem w sobie lęk, że gdy wyjdę to Annabeth rozerwie sobie twarz i okaże się policjantem w przebraniu. Dołączyłem do niej.
- Co to było?
Uśmiechnęła się wesoło. Taką wersję mojej żony zdecydowanie lubię najbardziej. Konkurować z nią może chyba tylko ta nocna...
- Wynalazek Leo. Mgła w pistolecie – wyjaśniła z zachwytem w oczach – Nie sadziłam, że działa, ale jednak. Leo serio jest geniuszem.
- A ja jestem twoim mężem, który tu stoi i wszystko słyszy – poinformowałem ją.
Zaśmiała się, ale bardzo szybko rozbawienie z nikło z jej twarzy.
- Powiesz, więc mi mój mężu, dlaczego musiałam pomóc ci uciekać z posterunku? - skrzyżowała ręce na piersi co jest zapowiedzią długiej i poważnej rozmowy – No, słucham. Jaka jest twoja odpowiedź.
- Yyyyy...wybieram telefon do przyjaciela... - zażartowałem choć jej pytanie przypomniało mi mój powód do zmartwień i tym samym przyczynę wycieczki na komisariat.
- Percy!!!
- Lena – mruknąłem – Nie ma jej od dwóch dni. Zniknęła bez śladu.
- Szukałeś jej w komputerze policyjnym? - domyśliła się.
- Miałem nadzieje, że to pomoże – przyznałem – Annabeth, szukałem już wszędzie. Psychiatryki, szkoły, przedszkola, mieszkanie mamy, nasze mieszkanie, obóz herosów, śmietniki...Przetrząsnąłem całe miasto!
Zmrużyła lekko oczy.
- Sam?
- Nieee.. - odpowiedziałem – Lissa, Tom, Carter i Sadie mi pomagają.
- Ktoś jeszcze ?
Poczułem, że się pocę. To powoli zaczynało przypominać przesłuchanie.
-Nie, no. Ale przecież najważniejsze jest teraz znalezienie Leny całej i zdrowej, żebym mógł ją udusić gołymi rękami za to, że zniknęła!
- Kto jeszcze?
- Kto jeszcze, co? - nie zrozumiałem.
- Wie o tym, że Leny nie ma i pomaga szukać – powiedziała lodowatym tonem.
- Leo, Piper, Jason..cały obóz...dom brookliński.. bracia Hood...
- Jak mogłeś!
- Co?
- Nic mi nie powiedzieć! - krzyknęła Annabeth – Jestem twoją żoną, powinnam ci pomagać.
- Byłaś zajęta...
- To był tylko głupi projekt, Percy! Myślisz, że byłby dla mnie ważniejszy od twojej siostry czy jakiegokolwiek innego członka twojej rodziny?! - Annabeth zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- Mh...nie, co ci w ogóle przyszło do głowy – wymamrotałem, ale nie wyszło to wystarczająco przekonująco, żeby ją uspokoić. Osiągnąłem wręcz przeciwny efekt.
- Percy! Za kogo ty mnie masz?!! Jak mogłeś...jak mogło ci się to w ogóle...Myślisz, że jestem taka? Bogowie, za kogo ty mnie masz?!! - wydzierała się porządnie, a ciekawscy przechodnie przystawali, żeby przypatrzeć się naszej kłótni. Udzielił mi się jej nastrój.
- Przestań!!! - wrzasnąłem. Zdziwiona umilkła. Nie pamiętam, żeby od czasu kiedy jesteśmy parą kiedykolwiek podniósł na nią głos. I ona też skoro poskutkowało.
- Lena błąka się, gdzieś pewnie teraz, sama ...biedni ludzie są przez nią dręczeni, a my kłócimy się jak stare małżeństwo.
Wyglądała tak jakby zaraz znowu miała wybuchnąć, ale w końcu westchnęła.
- Masz racje. Naszą rocznicą będziemy obchodzić jak złote gody – przyznała. Moja mina musiała powiedzieć jej za mnie, że nie mam niebieskiego pojęcia co ma na myśli.
- Nie wiesz co to są złote gody? - zdziwiła się. Postanowiłem uruchomić mój urok osobisty zamiast udzielać odpowiedzi.
- O godach coś tam słyszałem. Definicji ci nie podam, ale mogę pokazać – przyciągnąłem ją do siebie. Chyba jednak sprowadzę katastrofę na wszechświat, jak mówiła Atena...Ale, Annabeth będzie współwinna! Nie moja winna, że jest taka pociągająca.
Moja ukochana przewróciła oczami.
- Mężczyźni! Twoja siostra zaginęła, a tobie w głowie tylko jedno – wysunęła się z mojego objęcia.
- Może trochę pozwlekamy, nic się nie stanie...
- Percy, ona może być martwa!
- Tym lepiej nigdzie nie ucieknie, nie? - stwierdziłem i oberwałem za to mocno w głowę.
- Au! Annabeth, przecież żartuję! Wiesz, że chcę ją znaleźć.
- Tak – syknęła – Widzę jaki z ciebie troskliwy braciszek.
- Lena to Lena – zacząłem – Myślę, że nie mogło jej się... - nie było dane mi skończyć, bo przerwał mi głos Lissy:
- Percy, dowiedzieliśmy się czegoś ciekawego. To może mieć związek ze zniknięciem Leny.
Spojrzałem w dół. Obraz iryfonu od córki Afrodyty ukazał się w kałuży u moich stóp.
- Mianowicie? - wtrąciła Annabeth.
Minę Lissa miała niepewną i lekko przerażoną.
- Cześć, Annabeth – przywitała się, a następnie zwróciła do mnie – Nie denerwuj się. To nic pewnego.
Poczułem jak niepokój ściska mi żołądek. A więc jednak coś jej się stało...Nie dopuszczałem wcześniej do siebie tej myśli.
- Przejdź do konkretów – poprosiłem. Wzięła głęboki oddech.
- Nico Di Angelo przybył do obozu, dwa dni temu wieczorem, a potem zniknął.
Tak jak Lena.
Ten dupek porwał mi siostrę.
Fajny rozdział, chociaż trochę pogamtfany... aczkolwiek fajny ;)
OdpowiedzUsuńPercy i Annabeth są małżeństwem? Ja chyba o czymś zapomniałam...
Percy! Nie mów tak na Nico!
Super rozdział. Dzięki za spełnienie mojej prośby 😊 rozdział rzeczywiście pogmatwany, ale od pierwszego twojego rozdziału gdzie pisałaś jak zwykła nastolatka, do teraz widać dużą poprawę, coraz lepiej idzie ci pisanie poszczególnych postaci 👍 czy ja czegoś nie załapałam, bo niewiem dlaczego Percy nie powiedział Annabeth o Lenie? Czekam na następny rozdział. K. PS. Ten żart z radiowozami, zaiście w stylu Percyego 😆
OdpowiedzUsuńOh, Percy gra zarówno troskliwego jak i wszystko0 olewającego brata. Ciekawy rozdział. Pozdrawiam M PS Nie wie może ktoś, gdzie można przeczytać koronę Ptolemeusza?
OdpowiedzUsuńHej, tu jeszcze raz K. Bardzo lubię twojego bloga i ostatnio czytałam jeszcze raz drugą serie (Percabeth <3 <3) i postanowiłam założyć własnego bloga. Chciałam ci podziękować, bo gdyby nie ty pewnie bym go nie założyła. Mam nadzieję, że uda mi się go prowadzić. Mogłabyś go skomentować, bo zależy mi żeby poznać twoją opinie?
OdpowiedzUsuńhttp://czynapewnotylkoksiazka.blogspot.com/
Świetny blog. Najbardziej podoba mi się, że dodałaś Nico <3 Heeh tylko niech Percy go nie zabije, za to, co się nie stało :p(co do poprzedniego rozdziału) Nico i Lena.. Taaaaak!!!
OdpowiedzUsuń