Przed przeczytaniem zapoznaj się z poniższymi punktami, gdyż rozdział nie właściwie zrozumiany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu:zalecane
- zachowanie ostrożności przez : fanów Solangelo lub Percico, żon Nico i feministek,
- wzięcie pod uwagę wiek autorki i jej stan psychiczny,
- wymazanie z pamięci kanonicznej sceny z KO, w której Nico wyznaje Percy'emu co do niego czuje,
Zapraszam do czytania i komentowania ;)
Sen o goniącym mnie Percy'm w stroju strażaka i Tomie przebranym za listonosza Pata był wbrew pozorom straszny. Uciekanie przed mknącymi w moim kierunku płonących rachunków nie należy do moich ulubionych zajęć. Obudziłam się więc spocona i zgrzana. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że dosłownie milimetry dzieliły moją twarz od płomieni. Gorących.
Wydałam z siebie dziki wrzask i skoczyłam na równe nogi. Na ogień chlusnęła woda, która pojawiała się zupełnie nagle i jakby znikąd. Ja nic nie wiem...
- Zmroziło ci mózg, foczko?! Wiesz ile się męczyłem, żeby je rozpalić?!! - na pewno o wiele dłużej niż rozniecenie ognia w moim brzuchu...Odwróciłam się akurat w idealnym momencie, żeby zobaczyć wściekłą twarz Nico. Zbyt blisko...i jednocześnie zbyt daleko.
- Niektórzy, na czele z moim bratem, uważają, że nigdy go nie posiadałam – uśmiechnęłam się – Moim skromnym zdaniem mam dysmózgię.
- To by wiele tłumaczyło – wycedził syn Hadesa przez zaciśnięte zęby – Na przykład dlaczego oboje jesteście takimi tępymi idiotami. To u was rodzinne?
Prychnęłam.
- Zapewne, ale Percy jako pierworodny otrzymał więcej tej niesamowitej cechy. U niego to bardziej nasilone.
Chłopak łypnął na mnie groźnym spojrzeniem zabójczo (przy nim to słowo nabiera kompletnie nowego znaczenia) ładnych oczu. Wysunął się do przodu i odruchowo zacisnęłam ręce w pięści w każdej chwili gotowa pokazać mu nią gdzie ma oczy. Jednak samoobrona okazała się zbędna, bo syn Hadesa przemknął obok mnie i ukląkł w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą płonęło ognisko. Rozluźniłam się, a następnie usadowiłam wygodnie na wilgotnej, czarnej trawie. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się w jakiejś nie za głębokiej kotlinie, a właściwie sugerując się rozmiarem – kotlince. - Gdzie jest Thalia? - spojrzałam na Nico i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest bez koszulki. Natomiast w mojej głowie pojawił się odwieczny, filozoficzny dylemat ujęty tym o to pytaniem: Bojler czy kaloryfer? Bo widzicie syn Hadesa nie wyglądał na takiego co właśnie obrabował wszystkie McDonaldy w okolicy, ale jakiś umięśniony też bardzo nie był. Nie, żeby mi to przeszkadzało...
- Zwiady.
- Co..nie ja tylko patrzę... - trochę zajęło mi uświadomienie sobie, że Nico wcale nie mówi o swoim torsie – A, Thalia.
Obdarzył mnie dziwnym spojrzeniem i ponownie odwrócił się do paleniska, żeby powrócić do uderzania kamieniami i kręcenia patykami oraz innych podobnie bzdurnych czynności.
Mężczyźni!
Przyklękłam obok niego i wyjęłam z kieszeni moją tajną broń. Jedno pstryknięcie wystarczało do rozniecenia ognia.
Łypnął na mnie nieprzyjaźnie. Właśnie uraziłam jego męską dumę (błagam, jakby coś takiego w ogóle istniało!).
- Nie wszyscy noszą zapalniczkę w spodniach. Do czego jej używasz? Podpalania biednych zwierzątek?
- Nie, raczej do robienia stosów dla denerwujących półbogów – odpowiedziałam, a po chwili dodałam – Bogowie, Nico, zachowujesz się dziecinnie! Nie możesz wybaczyć mojemu bratu?
Nadal klęczał przy ognisku tyłem do mnie. To, że moje słowa wywołały w nim jakiekolwiek emocje poznałam jedynie po tym, że plecy napięły mu się do granic możliwości. Dopiero teraz zobaczyłam wyraźnie zarysowane mięśnie.
- Już dawno nie żywię do niego urazy -powiedział w końcu cichym głosem.
- Tylko cholernie go nienawidzę i z szczerego serca życzę mu długiej i bolesnej śmierci -spróbowałam naśladować jego głos.
- Nie zachowuję się tak, dlatego, że go nienawidzę – zaprotestował spokojnym i opanowanym głosem. Było coś w tym przerażającego. Ale i pociągającego.
- To czemu? - burknęłam.
Westchnął.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale widzę, że jednak muszę. Powinienem. Tak będzie fair – to zabrzmiało zupełnie jak wstęp do klasycznego zerwania. Ja i mój niezaprzeczalny urok osobisty. Nawet jeszcze nie chodzę z chłopakiem, a ten już mnie rzuca.
- I tak musisz – warknęłam – Bo tak bym cię urządziła, że dotykałbyś piętami kolan. Nico nadal był zwrócony plecami do mnie, ale mogłam się założyć, że przewrócił oczami.
- Foczko...ach, koniec z tym.. .Lena – coś przewróciło mi się w żołądku od sposobu w jaki wypowiedział moje imię, dotychczas słyszałam je bardziej jako obelgę albo okrzyk wściekłości, w najlepszym przypadku wrzask zgrozy – Słuchaj, czy znasz może pewne powiedzenie ? Od...hmhm.. do nienawiści krótka droga wiedzie. Wiesz od czego, Lena?
- Od miłości – odparłam zwyczajnym tonem, ale czułam, że coś utkwiło mi w gardle – I co? Prowadzisz jakiś jego tajny fanclub? Chcesz, żebym ci załatwiła autograf? O co w tym wszystkim chodzi?
- Nie fanclub... - niemal, że szepnął – Ja...
O, nie. Nie. Nie, nie! Takie rzeczy dzieją się tylko w kiepskich komediach romantycznych! Nie w prawdziwym życiu. No, chyba, że jest to porąbane życie półboga...
- Kochasz go? - i nie czekając na odpowiedź dodałam – Nie musisz się tłumaczyć ani nic, jest dwudziesty pierwszy wiek. Powiem ci w sekrecie, że ja też osobiście wolę mężczyzn.
Wszystko mi się w środku rozpadało, całe ciało robiło strajk, mózg kazał przylać mu w twarz albo wkopać do ogniska i nawrzeszczeć, ale serce kazało się zamknąć reszcie narządów. Ono już nie należało do mnie, miało nowego pana, którego wbrew moim protestom sobie wybrało. I teraz chciało go pocieszać, a na Percy'm się zemścić za wszystko co chłopak siedzący przede mną wycierpiał z jego powodu. Najlepiej pokroić ładną buźkę mojego brata na kawałki...Kurczę, za dużo czasu z dziećmi Aresa.
Nico zaśmiał się cicho i powoli obrócił w moją stronę. Na policzkach miał świeże łzy.
- Jednak to chyba nie jest prawdziwe uczucie, tylko złudzenie – usiadł obok mnie – Niedawno spotkałem dziewczynę. Jest taka inna. Specjalna.
- Specjalna to jestem ja, a chyba nie o to ci chodziło – mruknęłam – Kto to taki? - dopiero chwilę później uświadomiłam sobie, że zabrzmiało to tak jak „znajdę i zabiję”. Uśmiechnęłam się, więc żeby zatrzeć to psychopatyczne wrażenie.
- Musi być wyjątkowa.
Pokiwał głową uśmiechając się lekko.
- Gdy przy niej jestem czuje coś dziwnego. I chce czegoś czego nigdy nie chciałem, gdy obok był Percy.
- Mianowicie... - drożyłam temat. Nico jednak mnie nie słuchał. Wyglądał jakby podejmował jakąś ważną decyzję. Miał minę zupełnie jak mój brat kiedy wybiera między pójściem do pizzeri a udaniem się do McDonalda.
- Ja chyba...sięwniej..nie, nie powiem tego, nie umiem, Lena.
Spojrzałam na niego z powagą, co w tym momencie okazało się wyjątkowo łatwe.
- Nico, umiesz. A teraz posłuchaj uważnie – nachyliłam się w jego stronę i wrzasnęłam mu prosto do ucha – Cholera, możesz! Możesz! Możesz! Możesz!!! Ogłoś to całemu światu, jeśli tylko chcesz!!!
Nie pamiętam do końca jak jego usta znalazły się przy moim uchu.
- Kocham ją – wyznał cicho. Zrobiło mi się słabo w nogach od jego oddechu na mojej twarzy. Który wcale nie jechał zgniłym trupem wbrew moim początkowym przypuszczeniom.
- Chyba miałeś to wyznać całemu światu.
- Wiem.
- To czemu szepczesz?
- Bo ty – odparł powoli, akcentując każde słowo osobno – Jesteś całym moim światem.
I pokazał mi czego nigdy nie chciał zrobić z Percym.
Usta jak na syna boga śmierci miał bardzo żywe. Ciepłe i miękkie. W chwili, gdy jego ręka powędrowała na mój kark wiedziałam, że zawsze miałam racje. Nauka jest bezsensu. Bo czy sprzecznością...yyy...czegoś tam nie będzie przypadkiem to, że dotyk Nico jednocześnie sprawiał, że moja skóra płonęła i mroziła się jednocześnie? Zarzuciłam mu ręce na szyję i przysunęłam się jak najbliżej się dało. Poczułam na biodrze jego miecz...dla ludzi z dziwnymi myślami, taki ze stygijskiego żelaza, zboczeńcy! Jego dłonie zsunęły się na moją talię...Wszystko płonęło, marzło i wirowało, a w centrum był Nico. I liczył się tylko on! Po raz pierwszy kochałam naprawdę i wiedziałam, że on czuł to samo...W moim mózgu niczym film przemijały sceny z jego życia. Śmierć matki, siostry, poznanie Percy'ego, tartar i nasze spotkanie.
Mmmm...więc uważasz, że jestem seksowna?
Nico wybuchnął śmiechem nadal nie przestając mnie całować.
Byłam taka szczęśliwa, ale odezwały się we mnie wyrzuty sumienia. Nie powinnam... Odsunęłam się od niego chociaż wygaszenie w sobie tego lodowatego ognia, który jednocześnie palił i mroził mój żołądek przypominała próbę zgaszenia wulkanu szklanką wody. Miałam jednak dość dużo silnej woli.
- Przepraszam – podniosłam się szybko i pobiegłam przed siebie. Byłam beznadziejna, raniłam Nico. Byłam wstrętną egoistką, robiłam mu krzywdę. Ale co mogłam zrobić? Nie mogłam się zakochać, nie chciałam ginąć.
Wbiegłam już pod górę i ze złością kopnęłam kamyk, który nawinął się pod moją stopę. Potoczył się po białej powierzchni...Chwileczkę, białej?!
Oderwałam wzrok od moich stóp powoli unosząc głowę do góry.
O, cholera!
Właśnie rozpętałam w podziemiu zimę stulecia.
Pamiętasz jak mówiłaś, że ten rozdział jest zapałką, dla mnie jest pożarem tysiąclecia. Myślałam, że dziś trochę pokrytykuję, ale nic z tego. Rozdział genialny, genialny....itd. Dzięki za dedykację pozdrawiam, M;););)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńAna2003
PS. U mnie nowy ;)
O matko , o matko ,o matko , o matko .... to jest poprosty CUDOWNE ^.^
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, piękne, uwielbiam czytać te twoje historie tak mnie wciągają, że nie mogę przestać czytać. Pisz dalej :-)
OdpowiedzUsuń