piątek, 4 września 2015

Rozdział X cz.I

- Lena, zabiję cię – powiedziałam, a w każdym razie zrobiłabym to, gdyby udało mi się przekrzyczeć śnieżną zawieję. I uruchomić język przymarznięty do podniebienia.
Spojrzałam na Nico. Chyba się ze mną zgadzał. Kiedy przybiegłam do naszego obozowiska nie miał na sobie koszulki i musiałam mu pożyczyć moją kurtkę łowczyni. Co za tym idzie paradowałam teraz w bluzce z krótkim rękawem, a moje ramiona przypominały mięso wyjęte z zamrażalki. Tylko Lenie nie przeszkadzało upiorne zimno. Może dlatego, że to ona je wywołała i przynosiła mi teraz na myśl królową śniegu w nowocześniejszej i bardziej ześwirowanej wersji. Była wręcz w wyśmienitym nastroju, kiedy radośnie niemal, że płynęła przez śnieżne zaspy.
- Myślicie, że to tu – zakpiła Lena, a ja miałam jej ochotę wrąbać. Poważnie, niektórzy nie mają jak mówić, natomiast ona tu wychodzi z tą swoją denerwującą ironią. Ale kiedy wiatr na chwilę rozwiał gęsto padające płatki śniegu musiałam w duchu przyznać jej rację. Widok, który ukazał się moim oczom wprost się prosił o sarkazm . Złota brama, mur ozdobiony klejnotami...Wielka tabliczka z tęczowym napisem „Elizeum” była rzeczywiście bardzo pomocna. A tak na serio. Co za kretyn to zaprojektował? Może ten, który właśnie zmierzał w naszą stronę. Chłopak, a właściwie młody mężczyzna miał jasne loki i muskulaturę. Ogólnie rzecz biorąc był przystojny, ale nie podobał mi się. Dlaczego? Cóż, nie kręcą mnie kolesie w shortach, koszuli w hawajski wzór i zimową czapkę jednocześnie. Dogoniłam Lenę i wyszłam przedstawicielowi ciekawej mody naprzeciw.
- -- Witaj-przywitał się uwodzicielskim głosem- Jestem Orfeusz. A ty jesteś …
– Łowczynią Artemidy - zrobiłam jedną z tych min, po których ludzie zachowują odpowiedni dystans ode mnie. Pospiesznie przeniósł wzrok na moich towarzyszy. Nico nie poświęcił uwagi, co było chyba nawet dobre, biorąc pod uwagę to jak chwilę potem zwrócił się do Leny.
- Jest tyle cudów w Elizeum, ale kogoś takiego jeszcze nie widziałem – uśmiechnął się – Jestem Orfeusz.
Córka Posejdona zamrugała zbita z tropu i rozejrzała się jakby w poszukiwaniu osoby, której prawi komplementy heros. Ktoś po mojej prawej prychnął. Nie musiałam patrzeć w tamtą stronę, żeby wiedzieć, że syn Hadesa nie jest zadowolony.
- Te, Orfeusz – warknął – A ty czasem nie miałeś jakiejś Zośki, Kaśki...jak jej tam było...
- Eurydyki – poprawił heros nadal robiąc maślane oczy do Leny.
- Oprowadzę was – zaproponował. Pomyślałam, że to dobry pomysł więc dźgnęłam dziewczynę lekko w łopatkę. Zrozumiała o co mi chodzi.
- No, ok – zgodziła się.
Przekroczyliśmy więc wrota i ruszyliśmy za Orfeuszem. Mijaliśmy domy zupełnie takie jak sobie wyobrażałam – duże, wypasione, bogate, urządzone z przepychem. Tylko jedno się nie zgadzało, były niezamieszkałe. I to wszystkie. Nie należę do optymistów, ale nie sądziłam, że aż tak mało ludzi trafia na Pola Elizejskie. Oprócz tego ulice nie miały konkretnych nazw tylko oznaczone zostały jakimiś niestworzonymi numerami: 25398, 25397, 25396...i tak po kolei malejąco.
- Nie spodziewałam się tłumów, ale tego też nie – powiedziałam Nico, jednak on sprawiał wrażenie jakby wcale do niego to nie docierało. Martwym wzrokiem wpatrywał się w plecy idącej przed nami Leny z Orfeuszem. Wskazał na złotą tabliczkę z 24999.
- Rok śmierci osób, które zamieszkają na tej ulicy. Jeszcze się nawet nie urodzili -wyjaśnił.
- Skąd pewność...? A on...? - zaskoczył mnie. Zbliżało się zagrożenie, które mogło zniszczyć świat, widząc te kosmiczne liczby wieków, które nas jeszcze czekają zastanowiłam się czym się przejmować. A nawet Artemida martwiła się o przyszłość...
- To szybko może ulec zmianie, te domy mogą szybko runąć – odparł ponuro – I nie tylko. Nie dopytywałam co miał na myśli.
- Jak umarłaś? - dobiegły nas strzępki rozmowy Leny z Orfeuszem.
- Popatrzyłam w lustro – zażartowała.
- Z powodu twej urody?
Usłyszałam odgłos facepalma i kolejne pytanie Orfeusza:
- Czemu się bijesz, piękna?
- Czy bigamiści mogą mieszkać w Elizeum? - wtrącił się Nico.
- Kto? - nie zrozumiał.
- Dziwkarze – powiedział syn Hadesa – Rozumiesz?
- Nie do końca mój młody przyjacielu...
Lena przewróciła oczami.
- Kluczyki pasujące do wszystkich dziurek. Czaisz?
- Cz a j ę –przeliterował - nie rozumiem.
- Zjeżdżaj – przetłumaczyłam.

5 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, pytania: czemu ostatnio nie odpisujesz? Sorry, że jestem natarczywa, ale rozdział na serio bardzo mi się podoba. ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi szczerze mówiąc nie, pisałam go dość na szybko. Ale cieszę, że tobie się podoba i cię nie zawiodłam :D
      Już odpisałam, przepraszam, nawał pracy
      Pozdrawiam Aria

      Usuń
  2. Nie wysłałam komentarza? Dziwne....
    Hmmmmm.... Nie chce mi się pisać jeszcze raz tego samego, więc skrócę to do: Super rozdział i oczywiście śmieszny ;)

    OdpowiedzUsuń