niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział VIII Jak stanęłam twarzą w twarz z bogiem o czterech twarzach - Perspektywa Lissy

Hej. Rozdział dzisiaj niezbyt długi, ale myślę, że może być. Tydzień temu skończyły mi się ferię więc każdy nowy post będzie w piątek albo w sobotę co tydzień. Nie wcześniej. Mam nadzieję, że przez rzadsze wstawianie nie przestaniecie czytać. Aha jeszcze dwie sprawy. Bardzo, bym prosiła, żeby pod jednym rozdziałem było choć osiem komentarzy. To dla mnie  ważne. Choćby buźka, żebym miała pewność ile osób czyta. :-) - jak się spodobało:-( - jak nie. Ogłaszam coś w stylu zawodów. Na najciekawszy komentarz. Oczywiście bez nagród tylko wiecie takie na satysfakcje.  Proszę was o wzięcie udziału  w ankietach. Nie trzeba mieć konta w google do tego. Po prostu zaznacza się odpowiedź i daje  " zagłosuj". Zapraszam na rozdział. Opisuje Lissa.

    Rozdział VIII
    Uznaję, że Kraków jest oficjalnie sto razy niebezpieczniejszy od stada oszalałych gryfów. Ja nie żartuję. W trakcie biegu do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać z Percy'm, Annabeth i tajemniczym nieznajomym omal dwa razy nie zostałam potrącona przez bryczkę, chyba z pięć razy mało brakowało, a potrąciłyby mnie auta na zielonym świetle i to jeszcze na przejściu dla pieszych. Już nie wspomnę o ludziach rozdających ulotki. O bogowie ci to byli nachalni. Nie zniechęcał ich fakt, że nie umiem po Polsku, a oni po Angielsku. Tom miał dość oleju w głowie, żeby udawać, iż nie rozumie ich języka. Jeju ten facet ma same zalety!! O bogowie czy ja naprawdę to pomyślałam?! W końcu po wielu niebezpieczeństwach miejskiej dżungli dotarliśmy na miejsce. Od razu dostrzegliśmy Percy'ego i Annabeth siedzących w kawiarni. Miałam rację. Nie byli sami. Mężczyzna, który im towarzyszył miał około trzydziestu pięciu lat. Był wysoki, dobrze zbudowany. Ubranie miał godne biznesmena. Z jednym małym wyjątkiem. Na głowie miał ogromną, kolorową czapeczkę. Na nosie miał szpanerskie, czarne okulary. Pod nosem miał lekki wąsik.
  • Hej – powiedziałam niepewnie i dosiedliśmy się do stolika.
  • Cześć – odpowiedział Percy i wskazał ręką na nieznajomego – To jest..
  • Świętowit – przerwał mężczyzna mu w pół zdania. Miał kiepski akcent – Główne bóstwo słowiańskie. Dla przyjaciół jestem po prostu Witek. Możecie mi tak mówić.
  • Bóstwo słowiańskie?! Jest takie coś?! - spytałam zszokowana.
    Świętowit westchnął ciężko i powiedział: - Będzie wam trzeba jeszcze dużo wytłumaczyć. No więc słuchajcie uważnie, okej? Zacznijmy od tego co wy grecy nazywacie cywilizacją zachodu, a my słowiańscy bogowie nazywamy to po prostu cywilizacją rządzoną przez nadętych bogów. Jest jeszcze Egipt. W sumie obie te cywilizacje działają podobnie. Oprócz tego, że grecy się przemieszczają. Pewnie wspominano wam, że najpierw byli w Grecji potem w Rzymie i tak dalej i tak dalej. W każdym miejscu, które było centrum świata. Niestety kilka miejsc pominęli. W tym państwa słowiańskie. Ludzie zamieszkujący tamte ziemie nie mogli znieść takiej zniewagi. Stworzyli sobie własne bóstwa.
    Annabeth zadała pytanie, które nam wszystkim cisnęło się na usta, ale ona miała taki wyraz twarzy jakby się chciała zesrać jeśli nie zdobędzie tej informacji: - Nie rozumiem Panie Świętowicie. Jak można stworzyć bogów?
  • Widzicie – Świętowit zamyślił się lekko – ja i moi pomocnicy czy tam współtowarzysze nie jesteśmy tacy jak wasi bogowie. Oni powstali z tytanów. Tytani powstali z Gaji i Uranosa, a ci powstali z samego Chaosu.
    Na te słowa wzdrygnęłam się. Mój sen. To Chaos był tam na samym dole. Rozwiązanie tej zagadki nie pomogło mi wcale się uspokoić. Niewiedza jest czasem o wiele lepsza niż wiedza.
  • A z nami było tak – kontynuował Świętowit najwyraźniej nie widząc jak bardzo pobladłam – Słowianie zaczęli usprawiedliwiać różne zjawiska atmosferyczne i wydarzenia. Nie lubili ani Egipskich ani Greckich bogów więc nie przyjmowali do wiadomości, że to na przykład przez Zeusa są burze. Nie, uparli się, że to sprawka potężnej istoty. Nazwali ją Perun. Podobnie z innymi rzeczami. Każdej postaci składali ofiary, aby popaść w jej łaski. Przez jakieś pierwsze pięćdziesiąt może hmm..sto lat było to bezsensowne, bo nic takiego nie istniało, ale w końcu ich wiara w te bzdety stała się tak mocna, że z chaosu powstały owoce ich wyobraźni. Bóstwa słowiańskie. Próbuję wam przez to powiedzieć, że bogowie byli zapisani w fatach, więc nie ważne czy ludzie o nich zapomną czy nie będą istnieć. Z nami jest inaczej. Nasze powstanie nie było planowane. Więc to co nas stworzyło może nas zniszczyć.

  • Więc jeśli ludzie o was zapomną i przestaną wierzyć to po prostu znikniecie, tak? - zapytała Annabeth bardzo podekscytowana.
  • Tak – potwierdził Świętowit.
  • A ci ludzie nie są już chrześcijanami? Nie uważają was za bajeczki? – zauważyła córka Ateny.
  • Hmm..mamy pewnego rodzaju zabezpieczenie – powiedział niepewnie Świętowit. Myślałam, że nam o tym opowie, ale on tylko milczał. Po chwili spojrzał na mnie i powiedział bardzo poważnym tonem: - Tylko najważniejsze istnienia, które odegrają najważniejszą rolę są zapisane w Fatach. Niewiadome są tam losy pojedynczych ludzi, którzy są niczym robaki w porównaniu z wszechświatem. Twoje istnienie było zaplanowane od początku istnienia fat Lisso Hariri.

  • Że jak? - wykrzyknęłam wstrząśnięta, ale Świętowit nie patrzył się już na mnie tylko skierował wzrok na Percy'ego i Annabeth.
  • Wasza miłość też jest tam zapisana. Przyszłość waszego potomka odmieni losy świata.
    Para patrzyła na niego wstrząśnięta.
  • Nasza miłość jest tak ważna – wyszeptała Annabeth.
  • Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział tajemniczo Świętowit.
  • Ale skąd o tym wiesz? - spytała wojowniczo Lena.
  • Ja wiem wszystko. Ułatwia mi to fakt, że mam cztery twarze.
  • Cooo? - powiedziała Lena robiąc wielkie oczy. Świętowit zrzucił tą głupią czapeczkę, a ja zrozumiałam po co mu była. No sorry, ale ludzie by się gapili, gdyby widzieli go bez niej. Mianowicie dlatego, iż miał cztery twarze. Jedną z przodu, dwie po bokach, a czwarta z tyłu. Lena krzyknęła.
  • Dobra wierzę ci, że wiesz wszystko, a teraz ubieraj czapkę – powiedziała przerażona córka Posejdona. Świętowit roześmiał się, ale spełnił jej żądanie.
  • Czemu nosisz czapkę, przecież śmiertelnicy cię takim nie widzą? - spytałam przypominając sobie zdenerwowanych kierowców sterczących jak kołki podczas, gdy ja Walt i Sadie uciekaliśmy przed gryfem. Świętowit prychnął i powiedział: - Chodzi wam o tą waszą głupia mgłę? Działa tylko na was Amerykanów. Słowianie są inni. Są zbyt inteligentni – powiedział robiąc nacisk na ostatnie słowo.
  • No dobrze, ale skoro jesteś bogiem słowiańskim to nie powinieneś mówić czy ja wiem choćby po ...Polsku, na przykład? - zapytałam.
  • Każdy bóg dwudziestego pierwszego wieku umie angielski. Kto zna ten język ma otwarte drzwi na świat – oznajmił trochę urażonym tonem, że na to nie wpadliśmy.
  • Aha – zdołałam wydukać. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu Świętowit powiedział: - Nadchodzi albo raczej nadjeżdża wasz przyjaciel. A ty chłopcze – powiedział patrząc na Toma – pamiętaj, że warto jest się zaprzyjaźniać z ludźmi, których spotkasz na swojej drodze. To ci się niedługo przyda. Aha, jeszcze jedno zanim odejdę. Bądźcie łaskawi przypomnieć swojemu przyjacielowi, że na autostradzie jest ograniczenie do 140. Byłbym wdzięczny. Nara – powiedział i znikł.
    Pod kawiarnią z piskiem opon zahamowała znajoma limuzyna. Otworzyło się okno i wyjrzała z niego twarz: - Tęskniliście Amigos? - spytał Bes szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz