Chłopak w hełmie nie żył. Nie chodziło nawet oto, że leżał twarzą w kałuży krwi, co było dość jednostronną poszlaką. Nico Di Angelo wiedział. Nie patrząc, nie sprawdzając pulsu, po prostu przebywając w tym samym pomieszczeniu, co nieboszczyk. Chłopak, kiedy przymknął oczy, mógł nawet zobaczyć jak zabity, nadal w przekrzywionym hełmie z wgnieceniem w miejscu, gdzie padło zabójcze uderzenie, wędruje przez Pola Elizejskie i rozgląda się z zaciekawieniem pomieszanym z przerażeniem.
Stał w milczeniu, z pewnej odległości przyglądając się poczynaniom swoich przyjaciół. Bezcelowym i głupim. Ale po co odbierać im nadzieję? Więc patrzył bezczynnie, jak przewracają go na plecy, sprawdzają puls, próbują ratować.
- Nie żyje – oznajmił w końcu Jason ochrypłym głosem. Syna Hadesa ogarnęła wielka ochota prychnięcia albo, chociażby, dyskretnego przewrócenia oczami. Jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy, idiotyzm tej trójki nie był aż tak wielki, żeby zakłócać z jego powodu szacunek dla zabitego. Czy oni myśleli, że jest jakimś zawziętym fanem zmierzchu i postanowił zostać drugim Patisonem? Z drugiej strony facet miał przyczepione do hełmu rogi, więc kto go tam wie.
Jason pomógł podejść Carterowi do ściany – uwadze chłopaka nie uszła blada cera i ruchy z koordynacją Quasi-Modo maga, ale i fakt, że dusza Kane'a właśnie odwalała taniec hula pomiędzy życiem, a śmiercią. Nico przez chwilę zastanawiał się, czy mu o tym powiedzieć, jednak ta myśl przemknęła mu przez głowę zaledwie przez ułamek sekundy. Ale podłamywanie umierających chyba nie jest zamieszczone w podręczniku „Ars bene moriendi, czyli przydatne porady, jeśli masz kumpla trupa”. W każdym razie tak przypuszczał. Nigdy nie dotarł do końca pierwszego rozdziału tej pozytywnej lektury - „Krwawienie...jak przygotować się na pierwszą śmierć?”.
Teraz jedyną sensowną rzeczą jaką mógł zrobić dla Cartera i, która przychodziła mu do głowy było nie danie mu odpłynąć. Nawet chwilowe przymknięcie oczu mogło skutkować wykonaniem salta na drugą stronę, z której nie było powrotu.
Potrząsnął energicznie ramieniem z powoli opadającymi powiekami chłopaka. Zamrugał. Jednak swój wzrok skierował na Percy'ego, który miał posępną minę i wcale nie przypominał siebie ze spojrzeniem utkwionym w dali.
- Percy – Carter wymówił jego imię z taką mocą, że chłopak nie mógł nie zwrócić ku niemu morskich oczu o pytającym wyrazie – Loki to nie tylko pan kłamców, oszustów....
- I polityków? - dorzucił Jason, ale Carter nie stracił wątku.
- Ale i manipulacji – kontynuował nieprzerwanie – Gra. Swoim słowami i gestami sprawi, że pomyśli, to, co on chce, żebyś myślał. I będziesz robić, to, co on chce. Nie daj się mu omamić. Nie jesteś złym człowiekiem, wręcz przeciwnie. Bohater, dobry mąż i ojciec...
- A skąd, wiesz jakim ojcem jestem, do cholery? Albo mężem? - warknął, jednak szybko wykrzywił usta w zwykłym sarkastycznym półuśmiechu, który niegdyś przyprawiał Nico o palpitacje serca – Oczywiście, śnisz o tym co noc, jednak w życiu, Carter, nie wszystko jest tak jak w marzeniach. Chociaż w tym przypadku tak – mrugnął.
Nico po tylu latach nieodwzajemnionej miłości i pożerania go wzrokiem, zbrzydł mu jego widok. Spojrzał, więc znowu na ciało w hełmie. Ciekawe jak brzmiało jego ostatnie słowa? Pewnie nie jak na ostatnie słowa przystało, wyglądało na to, że był strażnikiem i został zaskoczony na swojej wachcie. Może nawet nie zdążył się bronić? Syna Hadesa, znał miliony wyrazów twarzy, słów i uczuć towarzyszących umieraniu zapisane w sali tronowej ojca. Ale nie miał zielonego pojęcia, które z nich wypowiedziała Bianca. Nigdy nie spytał o to ducha siostry, bo omawianie szczegółów jej śmierci, wydawało się marnowaniem tej niewielkiej ilości czasu, na jaką Hades pozwalał dwa razy do roku...
Jak brzmiałyby ostatnie słowa Leny? Mógłby się założyć, że jeśli skierowałaby je do niego, to byłoby to coś w rodzaju: „Zrzuć mojego brata z budynku. Wtedy spotkamy się w największej saunie świata.”
Zacisnął powieki na myśl o niej. Lena. Lena. Lena. Jego Lena. Jego serce – prawdziwe, nie jakiś marny mięsień w piersi. Sprawiała, że żył naprawdę. Że chciał żyć. Że po raz pierwszy chciał wrócić z misji.
- Chrzaniona wiewiórka, chrzaniony budynek... - Percy gwałtownie podniósł głowę – Chrzaniony budynek! Chłopaki, wiem, gdzie jesteśmy.
Zanim ktokolwiek zdążył spytać o cokolwiek, syn Posejdona już gnał przez siebie wąskim korytarzem. Nico pozwolił Carterowi wesprzeć się na swoim ciele i następnie czymś w rodzaju naćpanego truchtu ruszyli tuż za Jasonem. Uszu Nico dobiegł, brzmiący na przedzie głos Percy'ego:
- To tutaj przetrzymywała mnie rok temu ta świruska.
Chwilę potem wąskie ciemne korytarze zastąpiła wszechogarniająca biel i zimno. Znajdowali się na zewnątrz – ośnieżone szczyty gór otaczały ich z każdej strony.
- Pegazy!
Niebo przecięły konie, wyglądały jakby galopowały w locie. Wylądowały na jednym z boczy sąsiedniej góry. Od zwierząt dzieliła ich przepaść, jedyną drogą był drewniany wiszący most.
- Nie wejdę na to – oświadczył Nico zanim zdał sobie sprawę jak dziecinnie zabrzmiał jego ton. - Na każdym filmie się zrywają...
Jego dalszą wypowiedź zakłócił wrzask i szczęk oręży, gdy w następnej chwili z okien i drzwi fortecy zaczęły wylewać się hordy potworów.
- Zmieniłem zdanie.
Wystartowali. Nico nie wiele zapamiętał z tamtej chwili. Ból w ramieniu, na którym uwiesił się Carter. Ziąb. Świadomość palącej trucizny płynącej w żyłach towarzysza. Hałasy. Kolka. Trzeszczenie starych desek pod nogami. I euforia, gdy nagle zamieniło się to w wchodzący w podeszwę glanów śnieg. Odwrócił się ze śmiechem, żeby pokazać język potworom i...zamarł.
Percy stał na samym środku, spokojny, ze złotym orkanem w ręce. Skojarzył się Nico z aniołami widywanymi we włoskich bazylikach, jeszcze na wycieczkach w dzieciństwie. Z aniołem zemsty. Ale ten anioł ciemnowłosy, był inny. Zadośćuczynienia, odpuszczenia win. Potwory już były na moście.
Kącik ust Percy'ego wykrzywił się w ponurym uśmieszku.
Niczym duch zawisła między nimi śmierć Bianci. Nico uświadomił sobie o co chodzi, ale było już za późno...
- Nieee! - ryknął w chwili, kiedy Percy wbił orkana w sam środek mostu, a ten runął w dół razem z potworami. Zabierając ze sobą syna Posejdona.
Nieeeeeeeeeeeeee jak mogłaś!!! Popłakałam się dwa razy jak Nico myślał o Lenie i na końcu... Rozdział nawet jeśli krótki to zmieściłaś tam dużo wydarzeń. Naprawdę potrafisz pisać super historie zazdroszczę Ci... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału...
OdpowiedzUsuńDziękuję :')
UsuńNieeeeeeeeeeeeee jak mogłaś!!! Popłakałam się dwa razy jak Nico myślał o Lenie i na końcu... Rozdział nawet jeśli krótki to zmieściłaś tam dużo wydarzeń. Naprawdę potrafisz pisać super historie zazdroszczę Ci... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału...
OdpowiedzUsuńŚmierć Percy'ego to najbardziej wzruszający moment jaki kiedykolwiek czytałam..... M
OdpowiedzUsuńOjej, chyba przesadzasz...:)
UsuńPercy nie mógł umrzeć! On nie umarł! Ale i tak już na zapas podcięłam sobie żyły mydłem w płynie! Jeśli Percy naprawdę nie żyje, to odwiedzę cię w nocy wraz z moim mieczem (chodzi się na zajęcia średniowieczne, to się ma miecz!)!
OdpowiedzUsuń~Reyna
Mydło z płynem to ostateczność O.o
UsuńBoję się...XD
Aria
Pegazy! Persiaka uratuje Mroczny! <3 Wygrałam życie?! Zgadłam?!
OdpowiedzUsuń~Reyna
Może...
Usuń